„Chcesz śmiesznego cukierka zza oceanu?” zapytała mnie A. podając paterę z zawiniętymi w biały pergamin kolorowymi kulkami.

Wyglądały tak old-schoolowo, tak „nadmorsko” i wakacyjnie, że trudno było się oprzeć. I faktycznie, tak śmiesznych cukierków dawno nie jadłam. Ciągutkowate, coś jakby toffi, ale biało-różowe, słodkie ale jednocześnie słone (nie, na szczęście nie były to słone cukierki w stylu „salmiaczków”, czyli czarnych, anyżkowych smakołyków ze Skandynawii). Po zakończeniu degustacji, z papierkiem po cukierku w garści przystąpiłam do śledztwa. Jak się okazało, cukierki, jakimi zostałam poczęstowana, określa się w USA mianem Taffy’s i produkuje się je z cukru, syropu kukurydzianego, odrobiny masła, wody oraz – w przypadku Saltwater Taffys – soli. Masę ciągutkową trzeba długo wyrabiać, naciągać i rozciągać…jeśli ktoś chciałby spróbować zrobić je w domu, to z pewnością poprawi kondycję swoich bicepsów 🙂
Saltwater Taffys zaczęto produkować się w rejonie Atlantic City w stanie New Jeresy, w XIX wieku. Słodko-słone cukierki szybko zyskały popularność i dzisiaj – choć mają już status słodycza retro, a nie intrygującej nowinki – można je kupić na całym wybrzeżu.
Jeśli ktoś chciałby spróbować zrobić Saltwater taffys w domu, tutaj znajdzie przepis (z kilkoma ciekawymi przypisami, np. dlaczego do cukierków dodaje się syropu).