Na czczo w miasto: Śródmiejska i Leniviec

Śniadanie zjedz królewskie obiad książęcy, a kolację żebraczą.
Tyle mądrości. Praktyka zaś pokazuje, że gdy człowiek zacznie dzień od dobrego śniadania, to ma większą ochotę ów dzień kontynuować.
Można zjeść w domu i dopiero wtedy rzucać wyzwania kolejnemu dniu. Ale czasem rusza się w miasto na czczo. I co wtedy?
Razem z Nakarmioną Starecką rzucamy śniadaniowe wyzwanie stolicy!

Śródmiejska
Śródmiejska; śniadania od 7.30 od poniedziałku do piątku

Śródmiejska to nowe miejsce na rogu Wilczej i Marszałkowskiej. Mijałam ją raz czy dwa i w pamięć zapadły mi dwie rzeczy – zabawny żyrandol z czerwonych konewek oraz brak ochoty wejścia do środka. 
Sobota, po 12. W głowie kołacze się informacja wyczytana na Facebooku, że w Śródmiejskiej serwują śniadania. Idziemy, wchodzimy. W niezwykle przestronnym pomieszczeniu nie ma nikogo – dopiero gdzieś na końcu majaczy bar i sylwetki barmanek. Dążąc w ich stronę mijamy menażerię kanap, stolików, krzeseł i siedzisk z palet. Po drodze gdzieś kątem oka przyuważam, że owszem, śniadania są i to od 7.30. Niestety Pani Barmanka prostuje moje podejrzenia – śniadania są, owszem, ale przecież mamy weekend. A śniadania są przewidziane na dni robocze. „Może jednak kucharz się ulituje i coś przygotuje?” Po negocjacjach w kuchni okazuje się, że owszem. Z menu śniadaniowego wybieram chleb puri z serem w zestawie z earl grey’em (12 zł; zamiast kawy może być americana z mlekiem lub bez). Starecka stawia na bardziej egzotyczny napój. 
Płacimy. I po chwili kolejna szpilka – nie ma sera. Ser jest robiony na miejscu, przez kucharza, ale dzisiaj go nie zrobił (ostatecznie to wytłumaczenie i tak okazało się bez większego sensu, bo, jak poinformowano nas potem, to nie ten ser ląduje w śniadaniach). No i tak, jest klops, a nie śniadanie. Ja obstaję twardo przy serze, gdyż kurczaka nie jadam, a tuńczyk mnie nie bawi. Jak całe miejsce. Odebrawszy, co nasze (dzielna Baśka!) uciekamy w kierunku Lenivca, mieszczącego się na rogu Wilczej i Poznańskiej.

Leniviec, róg Poznańskiej i WIlczej
Leniviec, róg Poznańskiej i WIlczej

Tu już gwarno, większość stolików zajętych. Menu wypisane na olbrzymiej tablicy za barem, w szklanej gablocie piękne ciastka (na mus z białej czekolady i ciastko Floryda wrócę na pewno). Bielone deski, bielone cegły, proste meble w odcieniach szarości. Kubki z kredkami, kolekcja „liścików” na post-itach. Choć oficjalnie jest już pora po śniadaniowa, to panie z Lenivca wykazują wolę uraczenia nas porannym posiłkiem. Miło.

Menu śniadaniowe w Lenivcu
Menu śniadaniowe w Lenivcu

Acz informują, że na niektóre pozycje z porannego menu trzeba będzie poczekać dłużej. Z opcji zestawu śniadaniowego twarożek na słodko z rodzynkami + herbata + koszyk pieczywa korzystam finalnie tylko ja. Najpierw na stół wjeżdża imbryczek z herbatą (bardzo dobra), potem ładnie podany zestaw.

Zestaw śniadaniowy (słodki serek, pieczywo, 3 konfitury, miód, masło orzechwe, krem czekoladowo-orzechowy + herbata/kawa) w Lenivcu
Zestaw śniadaniowy (słodki serek, pieczywo, 3 konfitury, miód, masło orzechwe, krem czekoladowo-orzechowy + herbata/kawa) w Lenivcu

Twarożek (waniliowy, niezbyt słodki, bez rodzynek) – nie wiem, czy to bieluch/świeżuch waniliowy, czy starannie utarty z cukrem waniliowym i śmietaną twaróg. Chyba jednak to pierwsze. Ponoć żyjemy w kraju białego sera – czemu więc go nie podać? W przykrytym serwetką koszyczku kryje się chyba cała ziarnista bagietka, pokrojona na kromki. Świeża, acz nie chrupiąca, jak poetycko obiecywało menu. Może nie jestem typowym konsumentem pieczywa, ale zamiast części (wszystkich?) kromek bułki wolałabym jednego z croissantów, których stos leżał na ladzie. Do tego trzy słoiczki dobrych konfitur St. Dalfour (te w długich, wysokich słoiczkach), miód w dzbanuszku, masło orzechowe i krem czekoladowo-orzechowy. Na życzenie, bez problemu dostałam jeszcze masło (Kerrygold). Zjeść zjadłam, a ja byłam głodna. Nie było źle, ale nie było też szału ciał, talerzy i widelców. Skoda,  że ser „przemysłowy” ; pieczywo świeże, ale gdyby je wrzucić na chwilę do piekarnika (zwłaszcza, że w Lenivcu, przy takim obłożeniu piec pracuje chyba non stop), to by było ciepłe i chrupiące. To mało pedagogiczne, ale chyba wolałabym któreś ciast z gablotki – jakiś bonus z bycia dorosłym, że można zacząć dzień od deseru.
Kto nakarmi śniadaniem Starecką i Mintę?
Przeczytaj wersje wydarzeń wg Stareckiej.

Na czczo w miasto
Na czczo w miasto

10 komentarzy Dodaj własny

  1. Lenivca odkryłem zupełnie przypadkowo kilka tygodni temu, spodobała mi się nazwa, więc wstąpiłem na kawę. Wyszedłem z postanowieniem, że będę tam wracał. Kawa była dobra, ale jeszcze bardziej polubiłem atmosferę.

    Herbata była parzona z liści, czy z torebki?

    Polubienie

    1. mminta pisze:

      herbata była liściasta (ja wybrałam herbatę o nazwie „Berry” – zielona z suszonymi jagodami i rodzynkami; wszystkie herbaty są wystawione w „menu” zawierającym plastikowe pudełeczka z próbkami mieszanek) – można obejrzeć i powąchać.

      Polubienie

      1. Tym chętniej tam wrócę, na deser z herbatą 🙂

        Polubienie

  2. Amber pisze:

    A Charlotte ? A Vincent?
    Tam zawsze jest dobrze.

    Polubienie

    1. mminta pisze:

      @Amber – wszystko w swoim czasie 🙂

      Polubienie

  3. seferis pisze:

    pamiętam moje pierwsze miesiące w Warszawie, gdzie poza hotelami, jedynym miejscem ze śniadaniem od świtu było Radio Cafe. Teraz niby lepiej, ale faktycznie niby lepiej, ale ciągle niby;))

    Polubienie

  4. Marta pisze:

    Ja zwykle nie ryzykuję tylko drepczę prosto do Vincenta bo z Chmielnej mam najbliżej, a jak mam ochotę na dłuższy spacer to do Charlotte. I nigdy nie ma rozczarowań.

    Polubienie

    1. mminta pisze:

      Zachciało nam się ryzykować, hihi:-)

      Polubienie

  5. ptasia pisze:

    Przed Śródmiejską był tam podejrzany azjatycki, którego zawsze omijałam szerokim łukiem (a niedaleko stamtąd pracowałam). Ostatnio natomiast miałam ten sam problem, tj. potrzebę wczesnego stołecznego śniadania, i miła (+ niedroga) jest Cafe Zagadka na Chłodnej (zestawy od ok. 10 zł), ale w weekendy od 10; bardziej wypasiona wersja to bufet w Delikatesy Esencja (koło TR) – 33 zł, ale i chłodny bufet do woli, i jedno danie na ciepło – polecam, no i w WE od 9. Niestety ani Charlotte, ani Vincent to nie moja bajka 😉

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.