
CK Oboźnię znałam dobrze z widzenia. Chodząc, biegnąc lub jeżdżąc na rowerze w górę i w dół Oboźnej (tak, ulica nazywa się Oboźna, a lokal – Oboźnia – nie pytajcie mnie dlaczego;-), z domu na zajęcia i z powrotem, mijałam to miejsce wielokrotnie – schowane u podnóża budynku przy stromej ulicy odbiegającej od Krakowskiego. Musiało minąć jednak kilka lat, a ja musiałam wyprowadzić się z Powiśla na (bardzo) odległy Mokotów, by w końcu wejść do środka. I to nie z własnej inicjatywy, a zaciągnięta przez znajomą, która obiecała mi zapoznanie z nowym szefem kuchni na Oboźnej – Piotrem Ceranowiczem.
Z zewnątrz CK Oboźnia prezentuje się, jak ją zapamiętałam – przycupnięta pod budynkiem, z wejściem obstawionym beczkami z latarenkami. W środku półmrok (o 16 w grudniu o takowy nietrudno), mniejsze i większe stoły, regał z winami, duży ekspres i tablica z wypisanymi daniami. W menu garść klasyków austriackiej kuchni – sznycel wiedeński, podawany z jajkiem, bułczany knedel czy tort Sachera, a do tego 2-3 pasty, risotta, sałaty. Są też menu tematyczne: dyniowe, gęsie – z okazji św. Marcina. Niedawno do karty weszło zimowe menu. A w nim kasza, buraczki, królik, smalec z polskich gęsi i tyrolski speck. Miejsce samo sprowadza wina z Austrii, głównie od Hagera Matthiasa, ale jest tez kilka czerwonych z innych zakątków świata oraz – zamiast porto – słodkie wino z Krymu.

Zaczynamy od chleba żytniego muśniętego gęsim smalcem z terryną (dla mnie to było bardziej pate) z gęsich wątróbek. Kopczyki kremowego pate udekorowano domową konfiturą cebulową, a całość udekorowano kostkami z winnej galaretki. Potem na stół wjechał skok z królika faszerowany speckiem. Nadzienie z tyrolskiego dojrzewającego boczku nie tylko dodaje charakteru delikatnemu mięsu, ale także sprawia, że nie jest suche. Gdy M. zajmowała się królikiem, ja zaopiekowałam się pęczakiem, ugotowanym jak risotto, z dużą ilością koperku. – Używam trzech podstawowych ziół – koperku, szczypiorku i pietruszki. Moim zdaniem nie ma co „na siłę” wprowadzać egzotycznych ziół, bo te rodzime też mają mnóstwo aromatu – mówi mi Piotr, szef kuchni CK Oboźnia. Talerz zdobiły porcje dyniowego pesto (olej, pestki z dyni, czosnek, sól) oraz couille z buraków z goździkami i chili. To danie na zimę. Ja chyba bym nawet mogła jeść samą kaszę z burakowym puree i bym nie narzekała. (PS. Kilka dni potem w innej konfiguracji towarzyskiej przetestowałyśmy danie z karty „tygodniowej”, a dokładnie mule (każdy dzień jest dla innych potraw, np. środy dla krewetek) i nikt raczej nie narzekał. Podobnie zresztą jak na zrobione nieco poza konkursem cesarskie okruszki, czyli Keiserschmarrn, które Piotr podaje z duszonymi śliwkami. Ten omlet, a właściwie Piotr, uratował mi życie – dziękuję).


Na finisz – parfait z Rieslinga z olejem z pestek dyni i czekoladą z serem pleśniowym i morską solą. Nazwa mówi wszystko. A rzeczywistość dorasta do oczekiwań. Proste smaki, prosta forma, niby nic, a efekt powalił. Parfait miało kremowa konsystencję, a olej pięknie pasował do winnych nut deseru. Brawa dla Piotra. Czasem opłaca się wrócić na stare śmieci.

CK Oboźnia
ul. Oboźna 9
Warszawa
www.obozna.pl
moja listopadową wizytę na Oboźnej wspominam równie smakowicie, też muszę tam niedługo wrócić bo karmią tam obłędnie:)
PolubieniePolubienie
Bierz parfait! Ja tez tam wrócę zgłębić dokładniej kwestię śniadań 🙂
PolubieniePolubienie
No ja jadłam tylko menu ze sznyclem, za którym nie przepadam, ale wrzuciłam na listę i zamierzam wrócić. Z tego, co piszesz koniecznie trzeba 😉
PolubieniePolubienie
Dorga Froasiu – radze tylko sprawdzić, czy a) jest Pan Piotr b) nie iść na śniadanie (o czym niebawem;-)
PolubieniePolubienie