To były bardzo intensywne trzy dni. Opisanie Madrid Fusion jako konferencji o gastronomii i kulinariach byłoby niedopowiedzeniem. To trzy dni spotkań z ludźmi i ich opowieściami, ich pomysłami oraz pasją do poszukiwania i badania terytoriów dalekich od kuchni. Po zakończonych sesjach była chwila na miasto – niestety, zupełnie nie po hiszpańsku, skąpane w deszczu. Udało mi się jednak odwiedzić upatrzoną przy wcześniejszej wizycie kawiarnię, tętniący energia i ciekawymi smakami bar StreetXO (a potem zobaczyć jego rekonstrukcję na scenie konferencji), tapas bary, jednogwiazdkową restaurację z trzypokoleniowa historią i czterema opalanymi drewnem piecami, targ oraz – mimo pogody – lodziarnię, do której z chęcią wróciłabym w lecie.
Po powrocie dopadła rzeczywistość. I katar;-). Ale obiecuję, z relacją na bblogu wrócę szybko.












