Jeśli piątek wieczór i Barcelona, to tapas. Jednak nie takie zwykłe, ale tapas od Alberta Adrii. Albert Adrià , brat bardziej znanego Ferrana, przez lata współodpowiadał za to, co działo się w legendarnej, nie działającej już restauracji elBulli, opracowując kolejne zaskakujące dania, nowe techniki i formy. Po zamknięciu słynnej restauracji w Roses ruszył z własnymi projektami: nagrodzonymi 1 gwiazdką Michelina [po raz pierwszy w wydanym właśnie przewodniku na roku 2014] tapas barem Tickets i coctail barem 41* oraz vermuterią Bodega 1900, a niedawno restauracją łączącą peruwiańskie i japońskie smaki – Paktę. Wszystkie znajdują się kilka kroków od siebie, tworząc kulinarne mikrozagłębie w oddalonej od centrum dzielnicy. Naszym celem był pierwszy z lokali, czyli Tickets.

Uzbrojone w plan Barcelony, korzystając ze zdecydowanie wyższych niż te warszawskie temperatur, ruszyłyśmy w stronę dzielnicy L’Eixample. Tuż przed 19, przed narożnym budynkiem, w którym znajduje się Tickets stała już kilkuosobowa kolejka osób (bez rezerwacji zrobionej kilka tygodni wcześniej lepiej do Tickets się nie wybierać). Przy recepcji stylizowanej na stary box office oczekuje kelnerka ubrana w mundur concierge’a, sprawdzająca nazwiska na liście rezerwacji. Otrzymujemy stolik z widokiem na otwartą kuchnię, której ladę zdobią akwaria z owocami morza. Otrzymujemy karty, zamawiamy powitalną cavę i zaczynamy.


Dania można wybierać a’la carte lub zdać się na inwencję kuchni, która dobierze nam zestaw w cenie ok 70-80 Euro od osoby. My zdecydowałyśmy się na własną intuicję, wspomaganą sugestiami i wyjaśnieniami kelnera. Zaczęłyśmy od oliwek wywodzących się z menu elBulli. W weku otrzymujemy kilka zielonych „oliwek”, marynowanych w oliwie z anyżem, cynamonem i liściem laurowym. Oliwki to jednak sfery o płynnym, oliwkowym wnętrzu, lekko kwasowymi i trawiastym niczym najlepsza młoda oliwa.



Potem na stole pojawiają się m.in. serca karczochów z przepiórczym jajkiem, foie gras eschabeche (przystawka stworzona w hołdzie dla restauracji Luculo 1986s), okładniczki z cytrynowym powietrzem i cannoli z awokado z krabem.






Na koniec MUSIAŁY być desery, bo w końcu Albert to ich mistrz. Dla M. – Pavlova, lekka, idealnie truskawkowa, kwaskowa i słodka, pachnąca latem, przypominająca małą babeczkę. Dla mnie – gofry z truskawkami. Tutaj ujęła mnie przede wszystkim prezentacja – kelner najpierw rozłożył na moim stole serwetkę w kratkę, na której pojawił się koszyczek z gofrem z francuskiego ciasta, słoiczek z waniliowym kremem i miseczka poziomek. Słodki piknik.



Tapas w Tickets to przede wszystkim zabawa – kolorami, sposobem podania oraz smakami, których – zgodnie z zasadą przyświecającą pierwowzorowi – nigdy nie jest zbyt dużo. Są czyste, pokazujące jakość składników. Pojawiają się składniki dobrze znane z typowych pintxos – szynka Joselito, ser Manchego, ryby, okładniczki, małże – ale w zestawieniu z zagranicznymi przyprawami lub nietypowymi dodatkami. Mistrzostwem są desery – malutkie, nie przytłaczające, ale idealnie wieńczące wieczór. Całości dopełnia serwis – pomocny, cierpliwie tłumaczący, uśmiechniety, ale nie nachalny, tworzący atmosferę miejsca. Wrócę, gdy nadarzy się szansa.
Tickets Bar
Avinguda del Paral.lel 164
L’Eixample, Barcelona
www.ticketsbar.es

Jeden komentarz Dodaj własny