Dzisiaj zjemy w DOMu

– Idziecie na obiad do domu?
– Nie wiem, jesteśmy na mieście.
– To idźcie do DOMu.
I poszliśmy.

DOM
DOM

DOM ulokował się w przedwojennej żoliborskiej willi, w której kiedyś znajdowało się przedszkole. Po drodze, od słowa do słowa, okazuje się, że DOM stworzyły nasze niezależne znajome – Magdalena, koleżanka „od zawsze”, a właściwie od podstawówki oraz Beata, poznana nad skrzynką pierwszych szparagów od Majlertów. Ale – tu oświadczenie – nie wpłynęło to na nasze wrażenia z pobytu 😉  Trafić tu za pierwszym razem może nie być łatwo. Nie ma szyldu, tabliczka z numerem kryje się przed wzrokiem przechodniów, a kilkudziesięcioletnie drzewa przesłaniają ganek oraz drzwi. Otwarte.

DOM
DOM

Od przedsionka słychać szmery dobiegające z sali jadalnej. Choć to pierwszy weekend oficjalnej działalności, a pora jest bardziej podwieczorkowa niż obiadowa, wszystkie stoliki są zajęte. Tu trzeba dodać – wiele ich nie ma. Kilka małych pod ścianą, wzdłuż ławy obitej szarą tkaniną oraz przy drzwiach balkonowych wychodzących na taras i ogród (na wiosnę powstanie tutaj ogród na najpotrzebniejsze warzywa i zioła) przy barze. W wykuszu, przy dużym oknie, ustawiono duży stół – przy pierwszej wizycie widzimy przy nic dwóch gentlemenów przy doppio, a kiedy indziej – kilkoro dorosłych z niepoliczalną gromadą dzieci, którzy od śniadania płynnie przeszli do obiadu.

Pate z wątróbek z domowa konfiturą cebulowa i brioszką Weroniki
Pâté z wątróbek z domowa konfiturą cebulowa i brioszką Weroniki
Ravioli z kozim serem
Ravioli z kozim serem

Przeciwległy koniec pomieszczenia wieńczy duże okno do kuchni, przez które – niczym w dziecięcym teatrzyku – widać sylwetki gotującej w DOMu pary (pary też w kontekście prywatnym;-), Weroniki Nogańska oraz Mateusza Karkoszki. Weronika, jak wychodzi w późniejszej rozmowie, pracowała w Na Lato, Mateusz – tamże, a także w Tamce 43 oraz w Harveście.
Przy pierwszej wizycie, po obfitym i bardzo przedłużonym śniadaniu w Pewnego Razu Cafe, starcza miejsca jedynie na tartę czekoladową z karmelem. Mimo, że pojawia się tu i ówdzie w Warszawie, to chyba pierwszy raz naprawdę mi smakuje – począwszy od kruchego ale nie twardego ciasta, przez warstwę robionego przez Weronikę karmelu, po głęboki, ale nie ciężki ganache z ciemnej czekolady, ozdobiony kryształkami soli Maldon.
Przy kolejnym powrocie do DOMu jemy wreszcie domowy obiad: pada na łososia na lekko miętowym puree z groszku oraz ravioli z kozim serem – w cieniutkim, miękkim cieście, podane najprościej i najlepiej – z masłem, chrupiącymi listkami szałwii i piniolami. Na deser znów tarta, bo jakże inaczej. Kolejna wizyta to przegrzebki z puree z kalafiora i brukselką i risotto z dynią, chrupiącym jabłkiem i dyniowym olejem oraz policzki wołowe po burgundzku z szalotkami i solidną dawką tymianku. Innym razem, na śniadanie: z ricottą (więcej ricotty, proszę) oraz jajka po benedyktyńsku na robionych na miejscu angielskich muffinach (nie mylić ich ze słodkimi, wyrośniętymi babeczkami). A na koniec tarta, oczywiście.

Jajka po benedyktyńsku na muffinacha
Jajka po benedyktyńsku na muffinacha
Łosoś na puree z groszku
Łosoś na puree z groszku

Dania bronią się prostotą oraz rzetelnością przygotowania. Puree z kalafiora jest świetnie zbalansowane, nie za słodkie, nie za mdłe, doprawione akurat na tyle, by dobrze komponować się z równie delikatnymi delikatnymi przegrzebkami. Policzki są kruche, łosoś – nie zmęczony zbyt długim kontaktem z patelnią, risotto kremowe, z ziarenkami delikatnie al dente. Moją słabością jest restauracyjne pieczywo, a tutaj – zarówno brioche, jak i opita oliwą, wilgotna foccacia nie budzą żadnych zastrzeżeń, a jedynie pobożne marzenie, by w większej ilości restauracji pojawiało się dobre, nieprzemysłowe pieczywo.
W tygodniu, póki co, DOM wydaje lunche, codziennie inne (ostatnio bywały np. zupa z kalafiora z jajkiem w koszulce, kura zagrodowa na puree z marchewki z palonym masłem, arrabiata z domowym makaronem, a dzisiaj fish-cake z sosem tatarskim). W weekend do domu można na śniadania (od 10) i zostać już do kolacji (ok. 18; w przyszłości dłużej). Win na razie nie ma, ale będą – podobnie jak nalewane z kija cydr, piwa z lokalnych browarów, a być może też kwas chlebowy.
Do DOMu chce się wracać. Bo jest domowo, ale z restauracyjnym sznytem wyczuwalnym w daniach. Dania są ciekawe, ale jednocześnie nieprzekombinowane, oparte na dobrych i z wyczuciem i dbałością potraktowanych składnikach. Cieszę się, że wreszcie jest gdzie fajnie zjeść na Żoliborzu, i to w dodatku ulicę obok. Widzimy się w DOMu?

_MG_3152
DOM
DOM
DOM

DOM
ul. Mierosławskiego 12

Warszawa

4 komentarze Dodaj własny

  1. PB pisze:

    podasz linka do ich strony lub fb? dzieki 😉

    Polubienie

    1. mminta pisze:

      Jest podany, na samym dole wpisu, przy adresie (wystarczy kliknąć na nazwę restauracji;-)

      Polubienie

  2. Wege gosc pisze:

    Duszno, drogo, fałszywie, chamsko i mało.

    Po wejsciu do restauracji można dostać szoku – na zewnątrz – 15 stopni i deszcz, wewnątrz chyba ze 26 – nie dało się siedzieć nawet przy drzwiach i uchylonym oknie. Być może było po prostu tłoczno i wentylacja nie wyrabiała sie o ile ta w ogóle jest tam zamontowana.

    Jak ktoś mysli że jest to miejsce przyjazne dla dzieci, to obecność kącika dla dzieci, który jest usytuowany naprzeciwko WC, nie przemawia za tym.

    Karta dań wydrukowana na papierku A4 zwykłym czarnym tekstem (widocznie często się zmienia). Są tam nazwy dań wraz z cenami – brak gramatury dań. Sok duzy to ok. 200ml. Cena soku w karcie maly/duzy – 8zl/10zl. Na rachunku – duzy sok już kosztował – 14zł.

    Dodatkowo, po niedokładnym opisie dania (brak informacji że danie robi sie z dodatkiem jajecznicy), kelnerka chcąc naprawić sytuacje proponowała zamienić danie, co uważam za słuszne podejście, ale nagle przyleciała jedna z kilkunastu pań z kuchni i zaczeła wtrącać się w rozmowe i udowadniać że „…ale prosze Pani – quiche robi się z jajek!”.

    To było chamskie podejscie do klienta który przed zamowieniem zapytał sie o składniki, w odpowiedzi nie było mowy o jajkach, stąd niezadowolenie, a później ktoś wyskakuje i krzyczy że przecież jajka zawsze dodaje się do tego dania.

    Zepsuty nastrój na cały dzień po wizycie tego miejsca. nigdy wiecej…

    Polubienie

    1. mminta pisze:

      Smutno to słyszeć

      Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.