Kopenhaga, na dwa dni, tam i z powrotem. Brzmi szalenie? Może, ale warto.
Kopenhagę odwiedziłam pierwszy raz kilka lat temu, też w listopadzie. I mimo melancholijnej szarości, niestrudzonego wiatru i wilgoci z jezior zdobiących miasto, z miejsca poczułam się w Kopenhadze jak u siebie. I wiedziałam, że chcę tam wrócić. Okazja nadarzyła się przez przypadek. Nieco szalony pomysł na urodzinowy obiad, dobrzy ludzie obok, potwierdzona rezerwacja. I ani się zorientowałam, a w garści trzymałam bilety do Kopenhagi.
Czy poszłam do Nomy?
Tak.
I o niej w kolejnym poście.
Ale Kopenhaga to nie tylko Noma. To miasto, które aż kipi od gastronomicznego fermentu. Co rusz powstają nowe polecany miejsca (jedno z nich przez zupełny przypadek odwiedziłam w pierwszy dzień oficjalnej działalności lokalu), a tym nieco starszym niczego nie ujmuje mijający czas. Odwiedziłam wiec nieco znanych adresów, kilka nowych. I mimo gastro-folgowania, pozostał apetyt na więcej.
Choćby dla samego jedzonka – WARTO 😀
PolubieniePolubienie