Kolumbia: Na straganie w dzień targowy

Gdziekolwiek nie trafię, miejscem, które staram się odwiedzić, jest lokalny targ. By nacieszyć oczy, kubki smakowe, a przy okazji poznać kuchnię kraju przez jej składniki. Podpytuję sprzedawców, próbuję, patrzę, co inni wkładają do koszyków i idę w ich ślady.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Nie inaczej musiało stać się w Bogocie! Zwłaszcza, że na targ mogłam się wybrać ze znajomą szefową kuchni, poznaną dawno dawno temu w Warszawie – Antonuelą Arizą, która wraz z mężem prowadzi w Bogocie dwie restauracje, których koncept oparty jest na wykorzystaniu typowych, kolumbijskich składników i produktów. O lepszego przewodnika byłoby więc mi trudno.

W Bogocie, która liczy ok. 9 mln mieszkańców, działa kilka targowisk, ale my wybrałyśmy się na ulubiony targ Antonueli, na którym sama robi zakupy do swoich restaracji – Plaza de Mercado de Paloquemao. To duży, działający od ponad 60 lat targ, na którym kupić można wszystko – od owoców, ziaren kukurydzy ścinanych prosto z kolb i mielonych na zamówienie, przez ryby, przyprawy i zioła lecznicze po ceramiczne naczynia i kuchenne przydasie.

Najpierw udałyśmy się na stoisko z owocami, na którym od lat zaopatruje się Antonuela. Powiem Wam, gdymym miała wskazać jedną, jedyną rzecz do jedzenia z całego wyjazdu, która najbardziej zapadła mi w pamięć, to byłyby to owoce. Z jednej strony te znane z Europy, ale tu prawdziwie dojrzałe i aromatyczne: mango, guavy oraz papaje. Z drugiej owoce, które u nas trudno napotkać, często nie posiadające nawet polskich nazw. Zaskoczeniem była dla mnie mnogość owoców różnych gatunków męczennic (w Polsce kupić można zwykle tylko owoce marakui; co ciekawe, w Kolumbii w handlu występowała ona jako passiflora, podczas gdy pod nazwa marakuja kryły się zupełnie inne, choc pokrewne, pomarańczowe owoce). Jedne z nich, owoce curuba przypadły mi do gustu szczególnie – podłużne, o ciemnożółtej skórce i galaretowatym miąższu, smakujące jak połączenie truskawki i nekatrynek. Zasmakowały mi też ulubione owoce Antonuelli – feijoa (owoce akki sellowej), niewielkie, zielone owoce w kształcie cytryn czy kiwi, o jasnym, dość jędrnym miąższu. Do tego kupowane na kilogramy, słodko-kwaskowe kuleczki miechunki peruwiańskiej oraz przypominające ich większą wersję owoce lulo o mocno cytrusowym smaku (sok z lulo na śniadanie to był hit!). Chyba najmniej ciekawe w smaku (za to bardzo ciekawe z wyglądu) wydały mi się owoce guanabany, mogące osiągać rozmiar sporych melonów. Miąższ, skrywający się pod ciemnozieloną skórką był soczysty, ale nieco nijaki i wyłagodzony w smaku, przywołujący na myśl blady budyń.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Od górnego prawego rogu: owoce marakui, owoce passiflory, curuba oraz owoce granadilli
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Malutkie guavy
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Curuba, czyli owoce męczennicy miękkiej
Miechunka peruwiańska - u nas do dekoracji, tam na kilogramy
Miechunka peruwiańska – u nas do dekoracji, tam na kilogramy

Tym, co mnie jedak naprawdę urzekło, były stoiska z awokado, zwykle w dwóch-trzech rodzajach. Między gruszkowatymi owocami tu i ówdzie sprzedawcy zatykali plastikowe solniczki – tak, by po zakupieniu awokado od razu można było zjeść je na miejscu.

14624605_1707472532901888_6060422807135715328_n

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Nie mniej zachwyciły mnie stoiska z ziemniakami, oferujące je w różnych odmianach, kształtach i kolorach i do różnego przeznaczenia. Swoją drogą smutne, że w Polsce, kraju uchodzącym za wybitnie ziemniaczany, są one w tak marnym poważaniu, na targu można zwykle zobaczyć irgę i irysy i na tym koniec (a i tak sukcesem jest, gdy produkt jest zgodny z opisem i tym, co twierdzi sprzedawca).

dsc_3508

Główym zbożem Kolumbii jest kukurydza, z której wyrabia się mąkę o różnym stopniu zmielenia. Kukurydzianego miału podobnego nieco do polenty używa się tu m.in. do wyrobu arepas, czyli placuszko-chlebków z gotowanej mąki kukurydzianej, jadanych na śniadanie lub sprzedawanych na ulicznych stoiskach ze streetfoodem.

Stoisko z kukurydzą

Stoisko z kukurydzą

Platany

Odwiedziłyśmy też panią Eugenię, zaprzyjaźnioną sprzedawczynię papryczek, paprykowych past i sosów, stoiska z rybami oraz stoisko nie tyle ziołowe, co zielarskie, zasłane pękami świeżych i suszonych roślin, kłączy, kwiatów i olejków do stosowania leczniczego.

Stoisko zielarskie

Nerkowce wraz z parzącymi owocami

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Stoisko z arepas, czyli kukurydzianymi plackami
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Cassawa, z której przygotowuje się mąkę na lekkie, serowe bułeczki pandebono.

Nie mogąc za bardzo kupować zapasów owoców, zakupowemu szaleństwu oddałam się na stoisku z kuchennymi akcesoriami. Gliniane miseczki o wypukłych denkach (dla stabilizacji podaje się je w koszyczkach) i drewniane do przypraw, prasy i praski do arepas i platanowych placuszków, wachlarze do rozniecania ognia – nic, tylko brać.

dsc_3477-1

Nie mogło się obyć bez drobnej przekąski – delikatnych pączuszków buñuelo, empanadas z guacamole, orzeźwiającego fermentowanego napoju ryżowego czy grillowanych nad węglem arepas. Zresztą streetfood w Kolumbii to temat rzeka, zasługujący co najmniej na osobny wpis.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

dsc_3448-2
Empanadas, guacamole z zielonymi chili oraz pączuszki buñuelo
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Owoce guanabana (zielone) i mango (na dole)

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

W kolejnym odcinku zabiorę Was w góry na plantację „złotych owoców”, do nadmorskiej Cartageny, a w końcu – na streetfoodowa ucztę.

Kolumbię odwiedziłam na zaproszenie firmy Bakalland..

4 komentarze Dodaj własny

  1. Zazdroszczę 😀 Tak bym zjadła świeże mango albo marakuję…

    Polubienie

  2. cichosza pisze:

    smacznie i kolorowo 🙂

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.