Lyon: co i gdzie zjeść

Francja uchodzi za miejsce narodzin światowej kuchni. A jeśli tak jest, to Lyon niekwestionowanie jest tego świata pępkiem.
Choć może dzisiaj nie jest w centrum uwagi, tak naprawdę to w Lyonie „wszystko się zaczęło”.

Tutaj działały Kuchnie Matek, silnych kobiet, które w czasach rewolucji przemysłowej karmiły pracowników lyońskich przędzalni sycącą, domową kuchnią (ba, jedna z nich była pierwsza kobietą, która otrzymała trzy gwiazdki Michelina!)
Tutaj Paul Bocuse, papież gastronomi w wysokiej białej czapie i z kogucim tatuażem na ramieniu, stworzył podwaliny nowoczesnej, wyrafinowanej kuchni. I tutaj co dwa lata odbywa się najważniejsza na świecie olimpiada kucharzy, w której o trofeum Złotego Bocuse’a (tak, tak Bocuse sam utworzył nagrodę swojego imienia;-) rywalizują najwybitniejsi szefowie z całego świata, nieraz poświęcając na przygotowania do zawodów długie lata.
Teraz rozumiecie, że na myśl o podróży do Lyonu, miasta wzniesionego na podwalinach z masła, czerwonego wina, pulpetów ze szczupaka i foie gras, mocniej zabiło mi serce. A gdy z niego wyjeżdżałam, w głowie klekotała myśl, że trzeba tu wrócić czym prędzej.
Na przejedzenie Lyonu życia mogłoby nie starczyć, ale by posmakować uroków miasta powinien wystarczyć Wam solidny weekend.
Oto mój przewodnik kulinarny po Lyonie i garść pomysłów na smaczny weekend.
Bon Appettit!

Na śniadanie: brioche z praliną

Francuzi nie są mistrzami śniadań, przynajmniej takich, pod którym ugina się stół i nogi konsumenta. Są za to mistrzami prze-maślanych wypieków: croissantów, monokli i brioszek, które spokojnie zaspokoją pierwszy głód. Na te najlepiej chyba wpaść do znajdującej się w pobliżu starówki Boulangerie Du Palais, czyli „piekarni pałacowej”. Mają brioszki, a jakże, ale brioszki zaprawione lyońską czerwoną praliną migdałową, która jest jednym z jadalnych symboli tego miasta (o niej później). Jeśli nie brioszka, to świderek z praliną lub croissant – już bez niej (też świetne). Są też proste kanapki oraz zwykłe bagietki (po te ostatnie zaglądają tutaj okoliczni mieszkańcy, a nie zwiedzający starówkę turyści, a oni chyba wiedzą, co dobre)
Boulangerie Du Palais

Na kawę: Mokxa
Pierwsza kawiarnia trzeciej fali w Lyonie, posiadająca własną palarnię (ciekawostka: kilka dni po powrocie z Lyonu piłam ich kawę w Warszawie). Jeśli tęsknicie za swoim flat white czy cold brew (rewelacja!), lub chcecie sąsiedzkiej kawiarni sprawić prezent, to wpadajcie. Sama kawiarnia mieści się na uroczym placyko-skrzyzowaniu, obklejonym kawiarenkami i bistrami.
Mokxa

Na zakupy: Les Halles de Lyon
Taka Galeries Lafayette, tylko że zamiast torebek Louis Vuittona i żakietów od Chanel znajdziesz tutaj najlepsze produkty spożywcze. Jest pieczywo, mięsa, owoce morza, czekoladki i makaroniki, wina, oliwy… No wszystko. Turyści wpadają, bo wypada, młodzież – na ostrygi, a lyończycy – jak zdradziła mi moja przewodniczka, Anne – bo to po prostu świetne, choć jednak drogie produkty, więc gdy potrzeba czegoś od święta, na święta albo na prezent, to tutaj się to znajdzie. Ja polecam Wam szczególnie stoisko Mme Richard, która od lat zaopatruje restauracje Paula Bocusa. Kupicie tu najróżniejsze sery, a także firmowy jogurt, śmietankę czy Saint Marcelin.
Les Halles de Lyon – Paul Bocuse

Na targ: Marché Saint-Antoine i Marché de la Croix-Rousse
Każdego dnia gdzieś w Lyonie odbywa się co najmniej jeden targ pod gołym niebem. O poranku na chodniku czy placyku rozstawia się kilkadziesiąt straganów ze wszystkim – od ledwo wystygniętych bagietek, przez tradycyjne kiełbaski i terriny, po ostrygi i miody prosto z pasieki. Zwykle Francuzi odwiedzają swój targ sąsiedzki, bo i po co jechać na drugi koniec miasta. Ja odwiedziłam najbliższy mojego hotelu targ Saint-Antoine, który rozstawia się nad brzegiem Saony. Często po drugiej stronie straganu stoi sam producent sera czy miodu. Znajomość francuskiego wskazana 😉
Marché Saint-Antoine
Marché de la Croix-Rousse

Na obiad: klasyczne bouchon lyonnaise
Bouchon to nazwa odnosząca się wyłącznie do lyońskich restauracji typu bistro, w których oryginalnie pracowały i gotowały kobiety – mères lyonnaises. Teraz często za kuchnią stoją mężczyźni, ale menu nie uległo większej zmianie. O typowych lyońskich bouchon napiszę więcej w kolejnym poście. Ja podczas wizyty w Lyonie odwiedziłam Bouchon Les Lyonnaise,a ale godne polecenia są też: Le Café du Jura, Le Bouchon Des Filles (więcej o nim na blogu Rozkosznego) , wśród turystów popularne jest Daniel et Denise, które ma trzy lokalizacje w mieście.

Na kolację: nowocześnie
Nie samą klasyką żyje Lyon. Podczas weekendu zarezerwujcie czas (i stolik!) w jednym z nowych neobstro, prowadzonych przez młodych, pomysłowych szefów i szefowe kuchni. Hołdują temu, co lokalne, sezonowe, a ich kuchnia jest lekka i kolorowa, zupełnie inna niż lyońska klasyka, choć zbudowana na tym samym terroir.
Polecam: Café Sillon, Le Kitchen Cafe (uwaga, miejsce działa tylko na śniadania i obiady, popołudniu można też wpaść na kawę i kawałek ciasta), Substrat oraz Bijouterie, o którym nieco więcej niżej.

Na coś innego: dim sum
La Bijouterie to niewielki lokalik z fajnymi winami i…dim sumami. Tutaj w szczególności warto zajrzeć na lunch, w ramach którego otrzymuje się sałatkę, 9 dim sumów, ryż dnia oraz – za dopłatą kilku euro – deser. Jak cały Lyon – nie do przejedzenia, a tak dobre, że żal choćby ziarenka
La Bijouterie

Na wino: coś z innej beczki
Choć nie jestem ekspertem w dziedzinie wina, dobrze wiem, co lubię, czego nie. Lubię odkrywać nowe smaki, nowych producentów – w dodatku w przyjaznej atmosferze. Oczywiscie Lyon nie mógłby istnieć bez wina, a ono samo wydaje się być niezbędne w starciu z obfitością lyońskiej kuchni. Jeśli szukacie win ciekawych, fajnych, mniej znanych zajrzyjcie do Antic Wines – sklepu i winebaru, który – choć znajduje się w sercu starego miasta – nie trąci komercją, a kusi ciekawą selekcją win.
Antic Wine

Na deser: tarta z lyońską praliną.

Są wszędzie, zaufajcie:-)

I na lody
Polecane przez tambylców La Fabrique Givree oraz Glacier Terre Adelice
nie zawodzą. A moim małym, ososbitym odkryciem było Sur le bout de la langue (fr. „Na końcu języka”) na urokliwym placyku. Te lody z praliną z orzechów włoskich i solonym karmelem, oh mon dieux!
Sur le bout de la langue

Na spacer: brzeg Soany
Kup bagietkę, ser, owoce. Znajdź swój kawałek nabrzeża Saony albo Rodanu i przez chwilę porób nic.

PS. Na koniec – gdzie mieszkać?
Gdy podróżuje, zwykle staram się korzystać z AirBNB, które stanowi miłą odmianę dla anonimowych, „wyjętych ze sztampy hoteli, a jednocześnie daje poczucie niezależności, swobody oraz – często większego – komfortu pobytu. Ty razem zatrzymałam się w hotelu, który swoją formą dawał mi jednak wszytsko to, co dobre AirBNB. Le Gourguillon, znajdujący się niemal u stóp bazyliki Notre-Dame de Fourvière, składa się z kilku apartamentów rozrzuconych po trzech malutkich kamienicach. Z okiem mojego mieszkania roztacza się cudny widok na majaczącą gdzieś w dole rzekę oraz dywan dachów, daszków i skwerków Vieux Lyon . Co rano na progu mojego mieszkania pojawiał się koszyk, a w nim gorąca czekolada, dzbanuszek ze świeżo wyciśniętym sokiem z pomarańczy, a to jogurt, a to konfiturki, czereśnie, figi i morele, kosteczki masła oraz mini kolekcja piekarniczych cudeniek (nie wiem, jak po takim śniadaniu mogłabym zmieścić jeszcze cokolwiek w ciągu dnia, ale też trudno było te pyszności ignorować). Konikiem właścicieli hotelu są romantyczne weekendy, więc jeśli to tez pcha Was w kierunku Lyonu – polecam tym bardziej.

7 komentarzy Dodaj własny

  1. Rozkoszny pisze:

    Lyon to wyjątkowe miejsce. Do mojej listy na następny raz Mokxa, lody La Fabrique Givree i Sur le bout de la langue, które polecasz 🙂 A i Le Musée, bo rezerwacja tydzień wcześniej nie wystarczyła

    Polubienie

  2. Ah, wszystko bym z tego chciała. Smaka mi narobiłaś 😛

    Polubienie

  3. Barbara pisze:

    Dziekuje serdecznie jutro bede w Lyonie i brde sie czestować

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.