Wilno: co i gdzie zjeść

Miejsca, które są blisko, okazują się być niespodziewanie trudne do odwiedzenia. Tak było w moim przypadku z Wilnem. Do podróży zmotywowała mnie cudowna osoba – fotografka Dovilė Jakštaitė. Choć spędziłam tam zaledwie 48 godzin, dzięki moim insiderom – Dovilė, jej mężowi Kostasowi oraz przyjaciółce, kcucharce i food stylistce Rucie August – dało mi się uszczknąć całkiem sporo zacnych kąsków tego miasta. Oto one: 

Na kawę:

Taste Map  to jedna z najbardziej znanych kawiarni i palarni typu speciality. Szeroki wybór kaw, w tym single origin oraz z farm znanych bezpośrednio właścicielom. Napijecie się tutaj i kaw parzonych metodami alternatywnymi jak i klasyków takich jak cappuccino czy flat white. Kawa świetna, a ceny zdecydowanie niższe niż w kawiarniach na starówce (cappuccino – 1,75 Euro). Napijcie się czegoś na miejscu i kupcie paczkę kawy na wynos, popracujcie, jeśli trzeba (dużo gniazdek i stolików).
Taste Map, ulica M.K.Čiurlionio 8, ulica Gynėjų 14


Crooked Nose and Coffee Stories
Kawiarnia speciality i mikropalania Emanuelisa Ryklysa. Emanuelis, wcześniej zajmujący się marketingiem, postanowił obrócić swoją karierę o 180 stopni i zająć się kawą. Dlaczego? Bo wierzył, że może smakować lepiej, tak, jak sobie to wyobraża. CNCS to nie tylko kawiarnia, ale też mikropalarnia, a tutejszy wybór ziaren jest naprawdę ciekawy (kawa z Tajwanu). Kawa podawana jest w robionych na zamówienie ceramicznych kubkach i czareczkach, pije się ją w otoczeniu wybujałych monster, asparagusów i paproci. Prócz kawy, roślin i magazynów do poczytania, nie ma tu nic więcej. Ale czy zawsze musi?

Crooked Nose and Coffee Stories  Šaltinių 20


Na deser:

Patore
Jesli posiedzicie w Crooked Nose & Coffee Stories choćby kwadrans, pewnie zauważycie gości, wchodzących do kawiarni z własnymi talerzykami i ciastkami. Ciastka (i talerzyki) pochodza z mieszczącej się przez ścianę pracowni piekarniczej Patore. Słowo „pracownia” jest tu zamierzone, bo termin „piekarnia” byłby zdecydowanie na wyrost.

Patere, które przypomina raczej dużą, otwartą kuchnię, założyło dwóch panów, którzy chcieli karmić swoje dzieci dobrym pieczywem i ciastkami. Więc postanowili je piec sami, z ekologicznych składników. „Wiesz, wydaje nam się, że tego można się samemu nauczyć” – słyszę odpowiedź z przymrużeniem oka, gdy pytam ich, czy w cukiernicze arkana wgłębiali się  na psecjalistycznych kursach lub w szkołach cukiernicznych. Tu ma być i jest domowo, nie butikowo i światowo. W witrynce znajdziecie klasyczne litewskie torty na cienkich warstwach żóltkowego ciasta (podobnego do tego, jakiego używa się na sękacze), torty bezowe i ciasta zdobione plasterkami banana i kiwi (uprzedzałam, że jest tu bardzo domowo:-), cytrynowe tarty, kruche ciasteczka, paszteciki z cheddarem i chorizo, a także bardzo „rustykalne” croissanty, strukturą bardziej zbliżone do solidnych, półfrancuskich rogali, niepięknych, ale słusznie maślanych. Lubię takich szalonych ludzi, zwłaszcza, gdy ci lubią masło.

Patore, Šaltinių  20



Pinavija

Przygotujcie się na atak pastelowych kolorów, cukru, lukru, bez i ciasteczek. Pinavija nie ma w sobie klasycznie eleganckiego dawnych, wiedeńskich kawiarni, ani ascetycznych przybytków sztuki cukierniczej, przywołujących na myśl cukrowe laboratoria. Pinavija to takie puzdereczko pełne łakoci, niewielkie, ale wyładowane po brzegi. Zaraz za progiem powita was witryna, a w niej pyszniące się kilkupiętrowe torty bezowe, orzechowe i orzechowo-makowe (a nawet tort makowo-napoleonkowy!), miodowniki zdobione owocami żurawiny, serniki (a właściwie, jak poinstruował mnie ekspedient: sernik klasyczny, ciasto serowe oraz sernik na ricotcie – bo przecież każde to coś innego! Sam ekspert polecał szczególnie sernik z konfitura z wiśni na spodzie z belgijskiej czekolady – w jego mniemaniu jedyny prawdziwy ;-)), paschy oraz bloki czekoladowe. Nad nimi słoje z bezikami z makiem lub orzechami w karmelu, a po drugiej stronie kasy – tace z kibinami na słono i słodko, z ciasteczkami wielkości talerzyków, babeczkami w czapkach z włoskiej bezy…i tak dalej i tak dalej. Oczywiście dostrzeżecie to tylko wtedy, jeśli zajmiecie pierwsze miejsca niewielkiego ogonka osób chyhających na wolny stolik (w weekend, w porach brunchowych, lepiej pomyśleć o rezerwacji). Prócz słodkości w Pinaviji zjecie też zupełnie przyjemne śniadania (np. jajka w koszulkach, gofry, owsianki z różnego rodzaju ziaren). Ceny ciut starówkowe, ale nadal bardzo przyzwoite.

Pinavija, ulic Vilniaus 21

Sugamour
Cukiernia z zupełnie innej, bardziej nowoczesnej bajki. W eleganckich butikowych wnętrzach spóbujecie powściągliwych w kształtach, ale bogatych w smaku ciastek, wpisujących się formą w aktualne cukiernicze trendy. Rumiane jabłuszka wypełnione kremem twarożkowym i jabłkami z cynamonem, kostka z ciemnej czekolady Valrhona (innej tu nie używają), białe ciastko z mango i ciemno-fioletowe, łączące w sobie smaki egzotycznego yuzu oraz swojskich jagód. A może jednak karmelowy mus z solą i popcornem albo najbardziej ukochana przez gości kostka pistacjowo-malinowa? Ja wybrałam jeden z dwóch tutejszych klasyków – sernik z mango – i był to wybór naprawdę udany, bo kwaskowość sera była w ciastku dobrze zaznaczona i odświeżała całą kompozycję. Choć ciastko to przyjemność, nie rozsądek, ci bardziej prozdrowotnie zorientowani zapewne docenią oznaczenia ciastek (bez laktozy, bez glutenu, obniżoną zawartość cukru etc.) oraz fakt, że Sugamour stroni od sztucznych aromatów oraz tłuszczy trans.
Sugamour, ulica Vokiečių 11


Chocolatiere Theobromine
Po drugiej stronie ulicy od Sugamour znajdziecie inną kapliczkę słodkich uniesień – czekoladziarnię Theobromine (teobromina to związek chemiczny z grupy alkaloidów, obecny  w kakao, któremu czekolada zawdzięcza swą moc). Wystrój może nie współgra za bardzo z asortymentem – ten pierwszy jest dość ciepły,  podczas gdy czekoladki, kuszące zza szybki witryny – geometryczne w kształtach. Co ciekawe, wszystkie praliny mają jeden kształt, a różnią się jedynie barwami iście Pollockowskiego umaszczenia. Wśród smaków zarówno klasyka (rum i wanilia z Madagaskaru), smaki odwołujące się do lokalnych składników (np. rokitnik z rozmarynem, biała czkolada z makiem), jak i zupełnie egzotyczne i światowe (masala chai, curry, zioła prowansalskie). Na pewno znajdziecie coś dla siebie, a jakość tak samej czekolady, jak i dodatków nie powinna przynieść rozczarowania.
PS. Jeśli ze słodyczy najbardziej cenicie sobie czekoladę, odwiedźcie też salon manufaktury Naive, bodaj najsłynniejszego producenta czekoladowych tabliczek w Wilnie.

Chocolatier Theobromine, Vokiečių 18A (w bocznej uliczce)

Na co nieco:

Beigelių krautuvėlė
A dokładnie na bajgle. Gdy gdzieś po drodze wypatrzyłam szyld oferujący okrągłe, żydowskie bułki, moja przewodniczka powiedziała mi: „zabiorę Cię na moje ulubione bajgle”. A z taką propozycją się nie dyskutuje. Beigelių krautuvėlė to bajglownia mieszcząca się w siedzibie Lithuanian Jewish Community. Nie jest ani modnie urządzona, ani nie ma modnej nazwy. Ale wypiekane są tu ABSOLUTNE bajgle. Duże i w wersji mini, bajgle klayczne oraz „izraleskie”, przypominające mocno rozciągnięte, jajowate oponki. Ciasto jest wilgotne i delikatnie słodkawe, skórka wyraźnie zaznaczona i stawiająca miły opór przy odgryzaniu kęsów. Do wyboru bajgle saute, z serkiem, z łososiem albo z rostbefem. Do picia kawy,  herbata w szklance i ziołowe napary. Na miejscu można też zamówić chałki na szabat, pograć w warcaby, poczytać książkę w fotelu. Zwłaszcza, gdy trafi się tutaj w równie dżdżyste popołudnie, co zdarzyło się nam. Bierzemy, z bajglami i autentyczną, niewymusząną atmosferą i teleportujemy do Warszawy, ot co.
Beigelių krautuvėlė ,  Pylimo 4


Na zakupy:

Hala Taurugas
Hala targowa, w której kupicie wszystko co potrzebne do codziennego szczęścia. Są stoiska (na miejscu przygotowujące tradycyjne litewskie pieczywo (polecam stoisko na tylnej ścianie hali) i słodkie wypieki (szczególnie zaintrygowała mnie wszechobecność bordoskich canelé https://en.wikipedia.org/wiki/Canel%C3%A9 w tutejszych piekarniach), stoiska z nabiałem (dla wielbicieli białego sera Litwa będzie prawdziwym rajem; na hali zwróćcie uwagę na klinki twarogu z kminkiem, z makiem czy rodzynkami), z mięsem i wędlinami (solone lub wędzone słoniny, boczek, kiełbaski, a także mocno suszone skrawki wołowiny, służące za przekąskę), warzywami oraz chyba najfajniejsze stoiska „babinek”, sprzedających a to suszone grzyby, a to liście aloesu, domowe przetwory (sporo podobnych do naszych, np. szczaw, chrzan, domowa ćwikła, miód mniszkowy, ale niektóre z nie zawsze wiadomo z czego) i herbatki na zimę.





Moją uwagę szczególnie przykuły macerowane, mocno cierpkie i wyposażone w spore pestki czerwone owoce, które – jak wyjaśniła sprzedawczyni – są prawdziwą bombą witaminowa skutecznie zapobiegają przeziębieniom.


Między tym wszystkim ulokowało się kilka specjalistycznych sklepików, też nieco „nowszej daty”. Do Roots zajrzyjcie po wyśmienite sery, wytwarzane tradycyjnymi, rzemieślniczymi metodami.
Niemal wszystkie sprzedawane tutaj sery są robione przez właścicieli sklepu, z niepasteryzowanego mleka owczego, koziego i oczywiście krowiego. Szczególnie polecam Wam 6-miesięczny, nagradzany ma serowarskich konkursach cheddar, ser w typie camemberta (idealnie słodki, bez goryczkowych nut) oraz kozi ser pleśniowy. Ponadto kupicie tutaj miody, czatneje, rzemieślnicze piwa, a także malutkie wytrawne ciasteczka do serów (np. z pieprzem lub suszonymi owocami; genialny patent) własnego wypieku.


Drugi sklepik, który chwyci za serce każdego smakosza, ulokował się dokładnie po przeciwnej stronie. W Assorti Gourmet kupicie świetne oliwy (tez „na litry”), octy, sole ( Maldon to dopiero początek zabawy). Ale, przede wszystkim, można tutaj zjeść…ostrygi – dostępne w 4 czy 5 rodzajach), 1.50 Euro za sztukę. Do tego kieliszek prawdziwego prosecco lub bezalkoholowej cavy (2,50 euro). Chyba właśnie ten kontrast – wiaderek z kiszonkami, babinek z aloesem oraz ostryg otwieranych na życzenie klienta zapamiętam z hali najbardziej.


Skoro o jedzeniu mowa, jeśli zakupy jedynie rozbudzą Wasz apetyt, to skierujcie kroki do serca hali, gdzie przycupnęło stoisko Spoon Out  z kuchnią tajską. Prowadzone przez małżeństwo (w poprzednim życiu odpowiadali za restaurację śródziemnomorską). Dosłownie 5 dań na krzyż, sprzedawanych „póki starczy” (zwykle ok. 14 trzeba się obejść smakiem) m.in. laksa, dwa rodzaje curry, tom kha. Raczej ostre, niż łagodne, bardzo aromatyczne. Ceny 4-6 euro, w zależności od rozmiaru porcji.

Uptown Bazaar
Było coś klasycznego, teraz coś nowego. Uptown Bazaar to food court w bardziej luksusowym wydaniu, wbrew nazwie – mniej bazar, a raczej duża przestrzeń z malutkimi knajpkami oraz specjalistycznymi sklepikami, zajmujaca parter nowego budynku mieszkalnego w pobliżu dworca głównego (ciekawostka: do niedawna ta okolica, choć w sumie centralna, nie należała do najciekawszych i najbardziej prestiżowych, ale w ostatnich latach mocno się zgentryfikowała – czego przykładem jest choćby opisywany bazar).
Oferta od sasa do lasa – jest ramen, jest meksykański street food, są ale i delikatesy z litewskimi wędlinami, z różnego rodzaju przyprawami (robiący wrażenie wybór soli), sklep ze zdrową żywnością itp. Mnie najbardziej jednak zainteresowało stoisko z cydrami, przede wszystkim francuskimi i hiszpańskimi, od małych producentów stosujących tradycyjne metody. Za kieliszek cydru zapłacicie 2,5-3,5 euro, za butelkę 0,75 – od 7 Euro w górę. Warto przysiąść na chwilę, pogadać z obsługą (a ta zna sie na cydrach, więc na pewno dobierze coś pod nasz smak), napić sie kieliszeczek lub kupić coś na wynos i na pamiątkę (bo przynjamniej w mojej Warszawie dobrze zaopatrzonych sklepów cydrowych wciąż mało).



Uptown Bazaar, Kauno 16

Gdzie spać?

W Wilnie spędziłam tylko jedną noc, ale z czystym sumieniem polecam Wam Comfort Hotel, mieszczący się 10 minut spacerkiem od dworca i maksymalnie dwadzieścia minut Uberem od lotniska. To nowczesny, „miejski” hotel z muzyczno-filmowym leitmotifem (w sali jadalnej znajdziecie grafiki z kulinarnymi cytatami z piosenek gwiazd pop i rocka).

…………………………………………………………………………………………………………………………………………………………

Za rewelacyjny tour po Wilnie dziękuję  Rūcie August. Thank You! You are my person!

Spodobał Ci się ten post? Podziel się nim na Facebooku ze znajomymi! Zajrzyj też na mój fanpage i profil na Instagramie – zapraszam!

Jeden komentarz Dodaj własny

  1. Alicja pisze:

    Z przyjemnością poczytałam, obejrzałam świetne foty – znam Wilno, ale sprzed chyba 7 lat – więc na pewno wiele się tam zmieniło.

    Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.