Kopenhaga: co i gdzie zjeść

Gdy ktoś pyta mnie, po co  (wciąż) jeżdżę do Kopenhagi, odpowiadam – by jeść.

Żart, ale tylko trochę. Wracam do niej kilka razy w roku, właściwie tak często, jak to możliwe. By odwiedzić  znajomych oraz znajome miejsca. By spróbować nowych restauracji (a te pwostają tam CO CHWILĘ) i odkryć nowe, malownicze zaułki. Kopenhaga to miasto „dla ludzi” – nie za duża, nie za mała, zielona, przyjazna pieszym i rowerom. Nie przytłacza. Smakuje.
Uprzedzajac pytania – Czy jest drogo? Tak, w restauracjach ceny są wyższe (czasem dwukrotnie, niż w Polsce) – ale zawsze mam poczucie, że nikt mnie na tym jedzeniu nie oszukuje. Że dostaję najlepszy chleb na zakwasie, masło, granolę, lody. A przynajmniej tak jest w miejscach, które ponizej chcę Wam przedstawić. I za tą uczciwość kopenhaska gastronomia ma u mnie punkt. Oczywiście, to epicentrum „new nordic cuisine”, z Nomą, Geranium i Relae na czele. Ale to też miasto obłędnych piekarni, dobrych kawiarni i ciekawie zinterpretowanych kuchni etnicznych. Miasto do zobaczenia i do zjedzenia.

Na kawę

Nigdzie nie piję tyle kawy, co w krajach skandynawskich, a nauczyłam się ja pić właśnie w Danii.  Winnym wszystkiemu jest jedna kawiarnia, od tórej wypadałoby zacząć ten paragraf. Ale i pozostałym nic nie brakuje.

Coffee Collectiv
Tego miejsca nie trzeba przedstawiać kawoszom, bo uważa się, że właśnie od tej palarnio-kawiarni zaczęła się na dobre trzeciofalowa rewolucja w Kopenhadze. CC zaczynało od niewielkiego lokalu przy Jægersborggade (to ulica-legenda, która z niechlubnego zaułka narkotykowych dealerów zamieniła się w przyczółek  kilku ciekawych konceptów gastronomicznych), obecnie posiada kilka lokalizacji w całym mieście, ale kawy przyrządzanej na ich ziarnach spróbujecie praktycznie na całym świecie (w tym w Polsce;-). CC szczyci się bliską współpracą z farmerami – doglądaniem upraw oraz bezpośrednim zakupem ziaren bezpośrednio od plantatorów. Do wyboru jest zazwyczaj kilka mieszanek oraz kaw jednorodnych, więc nawet wybredny znajdzie coś dla siebie.  Moje ulubione to kawiarnia przy macierzystej ulicy (choć w innym jej miejscu), w hali targowej Torvehallerne  (Vendersgade 6D) oraz najnowsza kawiarnia  przy ulicy Kristen Bernikow 2 . W CC w hali spróbujcie koniecznie lodów kawowych, prószonych kawą po parzonym espresso, a w Bernikov zjecie także cynamonowe drożdżówki od Meyer Bageri (Claus Meyer był osoba, która „wskrzesiła” tradycje dobrego chleba w Kopenhadze, a przy okazji był on jednym z twórców New Nordic Cuisine Manifest oraz…Nomy)  lub proste zestawy śniadaniowe, a wieczorem napijecie się piwa. W CC Bernikov kupicie także specjalnie zaprojektowane dla kawiarni czarki autorstwa Magdy Kałużnej, jednej z dwóch genialnych polskich ceramiczek mieszkających w Kopenhadze.
Coffee Collective,



Prolog
Kawiarnia na terenie tzw. Meatpacking District, czyli terenu dawnej giełdy spożywczej. Tutejsza kawa jest wypalana nieco na inną modłę (dla mnie bardziej świeżo), niż ta w CC, a swój wyjątkowy smak i warto dla porównania się tutaj wybrać. Musicie tez spróbować tutejszej specjalności – robionych na miejscu mega-marshmallows , które są podawane do stolika z indywidualnym palniczkiem
Prolog, Høkerboderne 16,

Na śniadanie  (i kawę)

O kilku miejscahc pisałam tutaj, i niezmiennie mogę z tej stawki polecić Groed, czyli królestwo owsianki, które w tej chwili ma w Kopenhadze aż rzy lokale (w hali Torvehallerne oraz dwie w Nørrebro) oraz Mirabelle (Guldbergsgade 29) , czyli piekarnię i lunchownię Christiana Puglisiego, w której zjecie też granolę z owcami czy zestaw z firmowymi kiełbaskami i jajkiem.

Meyer Bageri
Claus Meyer to postać instytucja, jeśli chodzi o duńską gastronomię (mój wywiad z Clausem Meyerem pojawił się w jednym z poprzednich wydań Kukbuka, a jego książkę „Wszystkie smaki Skandynawii”, wydało na polskim rynku wydawnictwo Buchmann)  . Był jednym z inicjatorów manifestu nowej kuchni nordyckiej i współwłaścicielem Nomy, obecnie posiada jednogwiazdkową restaurację Studio, linie produktów spożywczych, wydaje książki kulinarne.  To także jemu w dużym stopniu przypisuje się „chlebową rewolucję”, jaka dokonała się w Danii w ciągu ostatnich kilkunastu lat oraz powrót mody na dobrej jakości pieczywo na zakwasie. Ja od Meyera najbardziej lubię jego cynamonowe i kardamonowe bułeczeki więc polecam choć jedno śniadanie (albo drugie) zaliczyć własnie tutaj – choćby, aby sprawdzić, „od czego to wszystko się zaczeło”
Meyers Bageri, różne lokalizacje

Juno the Bakery
To piekarnia, na punkcie której Kopenhaga dosłownie oszalała i przed którą w weekendy ustawiają się kolejki (czasem naprawdę solidne, więc lepiej to miejsce odwiedzając w ciągu tygodnia). Twórcą piekarni jest Emil Glaser, który wcześniej pracował jako kucharz w Nomie, ale postanowił porzucić świat kuchni na rzecz piekarnictwa. Mistrzowskie są tutejsze kardamonowe bułeczki, ciastka francuskie oraz- uwaga, dostepne jedynie w czasie karnawału – semlory, czyli drożdżowe bułeczki z bitą śmietaną i kardamonem. UWAGA: to przede wszystkim piekarnia, nie śniadaniownia sensu stricte, więc polecam tym, którym rano wystarczy kubek dobrej kawy (a parzona jest to rewelacyjna kawa Koppi)  i drożdżówka.
Juno the Bakery , Århusgade 48

Andersen & Maillard
Piekarnia i palarnia kawy w jednym  – czy można chcieć czegoś więcej o poranku? Dla tych, którzy lubią słodkie śniadania, idealnym porannym zestawem będzie filiżanka kawy oraz croissant z lukrem kawowym . Ja zazwyczaj wybieram zestaw  chleb + ser + masło, bo każdy z tych elementów jest najwyższej jakości, a pieczywo od Andersena i Maillarda jest naprawdę rewelacyjne.  No i po wytrawnym śniadaniu można skusić się na deser: lody kawowe podawane w…połówce kawowego croissanta.
Andersen & Maillard,  Nørrebrogade 62


Lille Bakery
Młoda, ale zdolna piekarnia i śniadaniownia na samiutkim krańcu miasta, ale warta wyprawy – zwłaszcza, jeśli w planach ma się np. wizytę w galerii Copenhagen Contemporary albo pływanie na jednym z tutejszych miejskich kąpielisk. Obok świetnego chleba na wynos, specjalnością Lille są pączki, nadziewane tuż przed podaniem oraz bogato obłożone kanapki. W porze lunchu zjecie tu proste dania, np. sałatkę z ogórka i melona z burrattą. Ciekawostka: piekarnię założyli dawni pracownicy jednogwiazdkowej restauracji 108 (w której nomen omen chleb jest genialny), a fundusze na piekarnię zebrano na portalu crowdfundingowym.
Lille Bakery, Refshalevej 213A



Atelier September
Z pewnością jedna z  najbardziej ob-instagramowanych (pardon neologizm) śniadaniowni w mieście.  Ale po prostu aparat aż sam się prosi, by go użyć. Proste, skandynawskie wnętrze bardziej przypomina domową jadalnię, niż lokal gastronomiczny. Jest dużo bieli drewna, za ozdoby robią bukieciki kwiatów i plakaty, je się przy wspólnym stole lub parapecie, na talerzykach „od pary” i sztućcami z pchlich targów. W porannym menu jest owsianka czy słynne kanapki na żytnim chlebie  z awokado i szczypiorkiem. Ja najcześciej wpadam tutaj na proste śniadanie: ugotowane idealnie jajko, kromkę chleba z solonym masłem i czarną kawę.
Atelier September, Gothersgade 30


Apollo Kantine & Bar
Młodszy brat Atelier September, mieszczący się w rejonie malowniczego starego portu Nyhavn. Port jest jednym z najbardziej obleganych przez turystów fragmentów miasta, ale restauracja kryje się w zacisznym podwórku Kunsthal Charlottenborg. Urządzone w zupełnie innym stylu niż Atelier, wystrojem nawiązuje do modernistycznych włoskich kawiarni i barów. Rano na gości czeka menu śniadaniowe, a w nim proste zestawy (chleb, ser, jajko) albo granola z matchą i smażonym rabarbarem, ale a lubię też na śniadanie sięgnąć po jeden z deserów – tosty z ricottą i jagodami. Po południu Apollo zamienia się w bistro, w którym zjeść można proste sałaty czy ostrygi, popijając je firmowymi koktajlami.
Apollo Kantine & Bar, Nyhavn 2,  w budynku galerii Kunsthal Charlottenborg


108 Corner
Na koniec moje ulubione miejsce – niezależnie od pory dnia. 108 Corner to „aneks” znajdującej się za ścianą jednogwiazdkowej restauracji 108, której szefem jest Kristian Bauman (o 108 więcej poniżej) . O ile restauracja działa tylko popołudniami, „narożnik” jest otwarty przez cały dzień. Rano w menu znajdziecie prosty klasyczny zestaw bułeczka + ser, ubijane na miejscu masło, kiełbaski czy sałatkę z jabłka z oliwą świerkową (!) oraz genialne drożdżówki i ciastka francuskie (np. z esencją z dzikich czarnych porzeczek czy z glazurą z kombuchy). Do picia kawa od Tima Wandelboe, a wszystko podane na ceramice od Magdy Kałużnej Włodarek.
108 Corner, Strandgade 108


Na obiad i kolację
W tej części wspomnę o bardziej casualowych miejscach, idealnych na późny obiad czy kolację.

Hija de Sanchez
Historia powstania Hija de Sanchez to gotowy scenariusz na film. Oto mamy pieruńsko uzdolnioną cukierniczkę, która kieruje sekcja cukierniczą w Nomie. Cukierniczka zbiera kolejne laury, a jej deser zostaje obwołany najlepszym deserem roku w  całej Danii. I wtem rzuca prestiżową posadę, idzie na swoje i otwiera…budkę z tacosami. Wszystko powstaje tutaj od zera: tortille z ziaren kukurydzy sprowadzanej z Meksyku (mimo prób, w Europie nie udało się Rosio znaleźć kukurydzy o odpowiednio niskiej zawartości wody ), sosy, napoje. Rosio zaczęła od malutkiej, drewnianej budki przy halach targowych, potem otworzyła niewielki lokal na terenie tzw Meatpacking District. A w ubiegłym roku – restaurację, w której podaje autorskie dania inspirowane meksykańskim street foodem – ale o tym niżej. W Hija de Sanchez zjecie tacos – zazwyczaj w menu są trzy różne placki i najlepiej zamówić sobie właśnie taki mieszany zestaw, a do tego firmowe tepache (czyli napój ze sfermentowanego ananasa). A na deser koniecznie paletas, czyli lody na patyku, np. z awokado i malin.
Hija de Snachez, Slagterboderne 8
PS. A tutaj przeczytacie mój wywiad z Rosio Sanchez

Sanchez
O ile Hija de Sanchez to fastfood, tak Sanchez jest pełnorawną restauracją, gdzie Rosio daje pelen popis swoich mozliwosci. nie byłam w Meksyku i nie chce wchodzic w dyskusję, czy jest to kuchnia autentyczna, czy nie. Ale jak dla mnie jest po prostu genialna i pięknie pokazująca piękno składników czy technik typowych dla meksykańskiej kuchni. W niektórych daniach Rosio żeni egzotyczne smaki z lokalnymi (ostrygi z rokitnikiem i chili), inne są bliższe kalsykom, ale znowu zrobione z twistem lub wykorzystaniem mniej typowych dla Meksyku technik. Serce straciłam dla  nadziewanych pastą z pestek dyni tortilli podawanych z dzikimi ziołami oraz tostadas z  marynowanym łososiem. No i dla tutejszej margarity, najlpeszej jaką piłam. Nawet, jeśli dania sa z pozoru proste, to jednak czuć, że stoi za nimi osoba wytrenowana w finediningowych restauracjach – są wykonane pieknie, precyzjnie i maksymalnie dopieszczone.
PS. W soboty i niedziele w Sanchez zjeść można takze brunche, np. śniadaniowe burrito czy huevos rancheros
Sanchez, Istedgade 60

Slurp
Slurp, cyzli „siorb” to ramenownia sygnowana nazwiskiem Ivana Orkina, którego być może znacie z odcinka Chef’s Table.  Karta jest krórka, ale różnorodna, a ja z niej polecam zwłaszcza ramen grzybowy, z czterema rodzajami różnych i różnie przyrządzonych grzybów, który co chwile zaskakuje kąskami o różnych smakach, jest kompleksowy i mocny w smaku, ale nie za ciężki.  Na przystawkę koniecznie zamówcie edamame ze świeżo tarym chrzanem – proste, a pyszne.
Slurp Ramen Joint; Nansensgade 90

Baest
Najlepsza pizza na północ od Włoch. Kropka. Przyrządzana na cieście na zakwasie, nie za cieńka i  nie za gruba. Na wierzchu mozzarella która – dosłownie – powstaje nad głowami gości, z mleka od krów żyjących na  farmie należącej do restauracji. Do tego np. czosnek niedźwiedzi, albo letnie trufle, mortadela, grillowane warzywa. Jeśli serowych uciech mało, na przystawkę można zamówić burattę (zobaczycie, bedziecie kłócić się o to, komu przypadnie zaszczyt i przyjemność rozkrajania kulki sera wypełnionego śmietanką) albo sałatę z ricottą (też robione na miejscu).  Twórcą miejsca jest Christian Puglisi, jeden z najważniejszych i najzdolniejszych szefów kuchni Daniii oraz reprezentantów „new nordic cuisine”, do którego należy także Manfred’s  (o nim niżej) oraz jednogwiazdkowa restauracja Relae.
PS. W porze lunchu dostępne jest specjalne menu, w ramach którego spróbować można kawałka pizzy, sałatki i selekcji wędlin lub serów.
PS 2.  Spróbujcie też lodów ze świeżego mleka z oliwą i solą morską. Obłęd!

Baest, Guldbergsgade 29


Manfred’s & Vin
Manfreds ma szczególne miejsce w moim sercu. To właśnie tutaj, kilka lat temu, zjadłam swój peirwszy posiłek w Danii i pamiętam, jak mnie ta kolacja zaskoczyła: wystrój, zastawa (każdy talerzyk inny), dania (grillowana kapusta z owczym jogurtem i prażoną kaszą gryczaną), wina (chyba właśnie tutaj po raz pierwszy zetknęłąm się z winami pomarańczowymi w restauracji. Niedawno miałam okazję do Manfreds wrócić i wciaż to miejsce chcę polecić. Tutejsza kuchnia to sezonowość do potęgi, bo ptaktycznie wszystko, co ląduje na talerzu pochodzi z farmy Christiana Puglisiego.
To bardzo „moja kuchnia”, oparta na najświeżyszch składnikach, które poddaje się minimalnej obróbce. Cienko skrojona kalarepka z ostrygą i jabłkiem, młode, konfitowane ziemniaki z sosem serowym i młodym musztardowcem, roladki z kapusty z warzywami z solonym żółtkiem itd. Karta jest warzywnocentryczna, choć nie brakuje tu sera, masła, śmietany.  Jednym wyjątkiem jest firmowy tatar, jak twierdzą znawcy – najlepszy w Kopenhadze , i ewentualnie jedno  dodatkowe mięsne danie dnia. Prócz menu codziennie dostępne są lunche (5 małych dań, do podziału, za 195 koron, wieć w bardzo dobrej cenie). Polecam!
Manfreds, Jægersborggade 40


Fine dining

108
108 jest nazywana młodszą siostra Nomy. Ale moim zdaniem to już zuepłnie samodzielna panna, która realizuje własne pomysły i  cieżko pracuje na swój sukces (który nomen omen odniosła, bo niecały rok po otwarciu restauracja doczekałą się pierwszej gwiazdki).
A ja sama mam do niej olbrzymią słabość, i staram się wrócić do 108 ile razy jestem w Kopenahdze. Szefem kuchni  jest tu Kristian Bauman, który kulinarne szlify zdobywał w Nomie i w Relae, który mimo młodego wieku ma już wypracowany własny, charakterystyczny styl dań. Gdyby nadawać łatki, 108 wpisuje się w ruch nowej kuchni nordyckiej – dużo tutaj północnych owoców morza, warzywa korzeniowe, dzikie zioła, jagody. Ale to, w jaki sposób są ze sobą łączone i jak podawane jest naprawdę unikalne (i chyba właśnie tak lubię Kopenhagę – że odwiedzajac kilka miejsc można spróbować dań z tego samego skłądnika, ale przyrządoznego zupełnie inaczej, w innym stylu, z akcentami na inne smaki).  Tutaj zjadłam jeden z najlepszych deserów w życiu (sorbet z czarnych porzeczek z mlekiem z orzechów laskowych) oraz najpiękniej podany zielony młody groszek (z sosem na bazie suszonych borowików) oraz homara (z białymi porzeczkami). Miejsce, które kradnie serce (także muzyka pobrzmiewającą z głośników). Choć to restauracja gwiazdkowa, ma bardzo casualowy charakter, z głośników sączą się ponadczasowe hity, które splatają się ze szmerem rozmów. I właśnie za tę atmosferę 108 dostaje ode mnie dodatkowy punkt.
108; Strandgade 108


Barr
Barr zajmuje dawną przestrzeń Nomy, wiec gdy pierwszy raz odwiedziłam to miejsce miałam przedziwne uczucie deja vu  – niby przecież tu już byłam, a jednak nie.
To, co zostało po Nomie (obie restauracje są zresztą formalnie powiązane), to techniki, jakie wykorzystuje się tutaj do „podrasowywania” dań charakterystycznych dla domowej, rradycyjnej duńskiej kuchni. Jeśli ogon dorsza, to glazurowany masłem i „barmitem”, czyli drożdżową pastą na bazie jęczmienia, podany na pajdzie chleba na zakwasie, w który wsiąka cały rozkoszny sos; jeśli śledzie, to z rabarbarem i piklowanymi śliwkami, a żytnie naleśniczki – z kawiorem i delikatnym sosem z małży. Hołdując tradycjom Danii, zamiast win (choć te oczywiscie są dostepne) Barr stawia na piwa, a część restauracji stanowi multitap, do którego mozna wpaść na szklaneczkę złotego napoju oraz drobne przekąski.
 Barr; Strandgade 93

Amass

Prowadzona przez Matta Orlando restauracja słynie ze zrównoważonego podejscia do gotowania – nawet resztki są wykorzystywane do stworzenia nowych dań czy dodatków. Dania są proste i „czyste” , stawiające raczej na smak surowca, niż dodatki, które mają go modyfikować czy podbijać. Więcej o mojej wizycie Amass przeczytacie wkrótce na blogu.
PS. Restauracja proponuje jedynie menu degustacyjne, ale jesli nie macie ochoty na pełen posiłek, warto i ta wpaśći usiąć przy barze, gdzie serwowane są pojedyncze dana z aktualnej karty.

Noma 2.0
Nie mogło jej tutaj w końcu zabraknąć. Ale wiecej o niej przeczytacie tutaj i tu.

Geranium
Jedyna, trzygwiazdkowa restauracja w Kopenhadze, mieszcząca się w koronie stadionu. PIękna, subtelna, niezwykle elegancka kuchnia, która dla mnie ma w sobie wiele ze skandynawskiego designu. O krótkiej wizycie w gernaium – wkrótce więcej na blogu.

Na lody

Biorąc pod uwagę, że w ostatnim czasie temperatury w Kopenhadze są bardziej śródziemnomorskie, niż nadbałtyckie, podpowiadam też kilka miejsc na świetne lody. Za pokazanie obu dziękuję moim kopenhaskim przyjaciołom, E i M ❤

Østerberg Ice Cream
Lodziarna zrodzona z pasji, ale z naukowym zacięciem. Rodzice Catherine, właścicielki lokalu (a właściwie dwóch) zajmują się importem egzotycznych owoców do Danii. Sama Catherine ukończyła studia z zakresu żywienia i zdrowia i swoje naukowe podejście postanowiła wykorzystać do tworzenia lodów (strukturze lodów poświeciła nawet swoja magisterkę!). Przy ich produkcji nie uzywa żadnych premiksów czy gotowców i często sięga po mniej popularne składniki, dzięki czemu w lodziarniach spróbujecie lodów z dragnofruita,  mangostanu, jackfruita, sorbetu z owoców kakaowca (nie czeoalodwy) czy z awokado z młodymi pistacjami.  Co cenię, lody nie sa przesadnie słodkie ani za tłuste, ale mimo to idealnie kremowe.

Østerberg Ice Cream,  Rosenvaengets Alle 7C, Tullinsgade 25, Copenhagen V 

Isoteket
Lodziarnia, a właściwie dziupelka z jedną, niewielką lodówką, w której kryja się naprawdę ciekawe lody. Ciekawość wynika nie tyle z użytych składników, ale ich zestawień (czekolada  z czarną porzeczką, orzechy z bergamotką, malina z wanilią). Wszystkie używane surowce są ekologiczne. Idealna tekstura, super kremowość. Warto.

Isoteket, Bopa Plads, 

 

 

6 komentarzy Dodaj własny

  1. Magda pisze:

    Piękny wpis i zdjęcia, chce zjeść to wszystko!!!

    Polubienie

    1. dziękuję! ❤ Trzeba wrócić!

      Polubienie

  2. ronieczka pisze:

    Aż bym chciała tam teraz być 😀😀😀

    Polubienie

    1. Dania nie tak daleko:-)

      Polubienie

  3. Alicja pisze:

    ŚWIETNY TEKST. Bardzo miło wspominam swój prawie półroczny pobyt w Kopenhadze – znam i lubię te miejsca, ale bardzo lubię całą stolicę tego fajnego państwa. Może uda mi się pojechać tam znowu…

    Polubienie

    1. Dziękuje! I trzymam kciuki za szybką powtórna wizytę!

      Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.