Napisać jeden post o Londynie, to jak nic nie napisać. Bo pewnie zamiast jednego wpisu lokalom w stolicy Wielkiej Brytanii można by poświęcić cały blog. Mówi się, że co tydzień otwiera się tu 100 nowych lokali, i tyle samo się zamyka (a może mówi się to o Nowym Jorku? Nawet jeśli, to podejrzewam, że w przypadku Londynu liczba ta byłaby niewiele niższa). Dlatego zamiast przewodnika totalnego, podsuwam Wam taki zupełnie subiektywny, z moimi ulubionymi londyńskimi miejscówkami. Świetnie piekarnie, kawiarnie, w których można złapać chwilę wytchnienia oraz bezpretensjonalne knajpki, które stawiają na uczciwe intencje i jedzenie, zamiast bezmyślnie podążać za chwilowymi modami. Miejsca do których chętnie bym wróciła, aby znowu coś zjeść.


Na kawę
Trzecia fala skutecznie rozlała się po Londynie, więc choć przy głównych ulicach najczęściej zobaczyć można szyldy sieciówek, w bocznych uliczkach czekają kameralne, niezależne kawiarnie.
Tap Coffee
Kawiarnia, w której goszczę właściwie ilekroć jestem w Londynie. Głównie dlatego, że znajduje się w samym centrum miasta, na obrzeżach Soho i Marylebone, zaledwie kilka kroków od dusznej, głośnej i skrajnie antypatycznej Oxford Street (której staram się unikać , jak ognia, ale nie zawsze jest to możliwe). Tap Coffee, mimo niewielkich rozmiarów , ale mądrze urządzona, a dzięki wysokiemu, zwieńczonemu świetlikiem sklepieniu, sprawia wrażenie bardziej przestronnej, niż jet w rzeczywistości. Kawę zamawiamy przy jednym z dwóch barów (jeden jest bardziej dla gości „na wynos”, drugi – stacjonarnych. Dobre ciasta i kanapki oraz prze-urocze kolekcjonerskie łyżeczki, które stanowią swoisty podpis kawiarni. Polecam. PS. Tap Coffee to tak naprawdę trzy kawiarnie, ale ja najcześciej ląduję w opisanej wyżej lokalizacji przy Wardour Street.
Tap Coffee, 193 Warder Street, tapcoffee.co.uk/


Grind
Mini sieć z kilkoma lokalami, rozsianymi po całym Londynie. Pod tym szyldem znajdziecie kawiarnie oraz kawiarnio – restauracje. Kawa jest tu bardzo dobra, ale równie ciekawa jest geneza tej młodej, ale prężnie rozwijającej się marki. Wszystko zaczęło się w 2015 r. od zbiórki crowd-foundingowej, której celem była jakościowa palarnia kawy, mająca zasilać kofeina obszar Londynu. Kilka lat do przodu i mamy 8 lokali. PS Warto tu także zajrzeć na solidne śniadania.
Grind, kilka lokalizacji, grind.co.uk


Nkora Coffee
Jedna z wielu wielu trzeciofalowych kawiarni zlokalizowanych w sercu modnego Hackney. Atut – czynna od 7.30 (co przy bardzo napiętym grafiku zwiedzania może okazać się zbawienne; mnie w każdym razie uratowało :-). PS. Zupełnie smaczne kanapki na chlebie na zakwasie i krojony na kromy chleb bananowy, dobre na szybki kęs do porannej kawy Nkora Coffee, 21 Hackney Road https://www.facebook.com/Nkora-571959066280195/
Na śniadanie
Pavilion rzemieślnicza piekarnia posiadająca dwie filie – w Cambridge Heath oraz przy Columbia Road. Te druga warto mieć w pamięci przy okazji wypadu na sobotni rynek kwiatowy, który jest ta odrobina magii w morzu codzienności. PS. Świetnie bułeczki kurkumowe!
Pavilion Bakery, 130 Columbia Rd, 18 Broadway Market, https://www.instagram.com/pavilionbakery/



E5 Bakehouse
Pamiętam, gdy pierwszy raz jechałam do E5. I myślałam – głównie dlatego, że wyruszałam z okolicy Baker Street – że nie dojadę 😀 Jednak E5 warte jest każdego przystanku naziemnej kolejki czy autobusu, zwłaszcza, jeśli kochacie gluten na równym poziomie, co ja. Piekarnia E5 to ikona rzemieślniczego ruchu piekarniczego w Londynie. Wszystkie chleby są pieczone z mąk własnego przemiału, według tradycyjnych receptur zakładających długa fermentację ciasta. Do wyboru bochenki, bagietki, bułeczki – z najróżniejszych mąk. Przy piekarni działa kawiarnia oraz sklepik, w których zjecie proste świetne śniadania, kupicie dzemu, ekologiczny nabiał, kawę czy wszelkie przybory i ingrediencje, mogące przydać się podczas pieczenia. Na „mały głód”, zamówcie po prostu kromkę lub dwie firmowego chleba, masło i konfitury.
e5 Bakehouse, Arch 395, Mentmore Terrace (pod nasypem kolejowym), e5bakehouse.com

Pophams Bakery
Ja wiem, ciastka francuskie powinno sie jeść we Francji. Ale to, co wyrabia z nimi Pophams Bakery to jest zupełnie inna bajka. Od prostych warkoczyków z parmezanem i rozmarynem, przez croissanty po francuskie ciastka z pistacjami, nektarynami i wodą różaną. Boskie. Do tego podane na ręcznie robionej ceramice (tak, oczywiśćie zapytałam, czy można ja kupić;-)), i z dobra kawą.
Pophams Bakery, 19 Prebend Street, pophamsbakery.com


Przez cały dzień
Ottolenghi Czy właściwie trzeba pisać coś więcej? Chyba nie. Dlatego napiszę, ze najchętniej zaglądam do lokalu na Islington, na śniadanie albo na ciastka, by ponapawać się widokiem witryny pełnej ciastek i kaskadą kolorowych półmisków pieczonych warzyw. I by znowu kupić kolejny słoiczek firmowego za’ataru.
Ottolenghi Islington, 287 Upper Street, ottolenghi.co.uk/




Raw Duck
Najpierw słówko dygresyjnego wstępu. Wszystko zaczęło się od restauracji Ducksoup SoHo, pierwszego przybytu właścicieli Raw Duck oraz książki o niej tratującej. Książka ta oczarowała mnie do tego stopnia, ze momentalnie obiecałam sobie odwiedzić Ducksoup przy okazji kolejnej wiyty w Londynie. Restauracje, faktycznie, odwiedziłam, acz w niecodziennych okolicznościach, bo w dniu, gdy rządy w nim przejęła Olia Hercules, co skończyło się czarującym wieczorem przy stole z rodzina i przyjaciółmi Olii. Nim ponownie odwiedziłam Londyn, Ducksoup doczekało się młodszego rodzeństwa , Raw Duck, które – w odróżnieniu od oryginalnego lokalu – jest miejscem całodniowym, przyjmującym od śniadania do kolacji. My trafiłyśmy właśnie na śniadanie (na które zjecie tosty z firmowego chleba na zakwasie z robioną na miejscy ricotta i konfiturami, jajkami i w harissie z jogurtem i dukką czy placuszki nazywane crumpets. Do pica wybór warzonych przez raw Duck kombuch, koktajli na roślinnym, mleku poranne koktajle z procentami. W porze obiadu Raw Duck zmienia oblicze, a do gry wchodza konkretniejsze dania – proste, z kategorii comfort food, ale pomysłowe i kuszące, by powtórzyć pewne kombiacje w domu (np. mozzarella z cytrusami i pistacjami, dynia z agrodolce z ricottą, małze z fasolką i kolendrą). Do tego pokaźny wybór naturalnych win.
Raw Duck, 197 Richmond Road, www.rawduckhackney.co.uk





Little Duck Picklery
Najmłodsze dziecko z rodziny restauracji z „Duck” w nazwie, tym razem znajdująca się na obrzeżach Shoreditch/Dalston. Wchodząc do srodka można odnieść wrażenie, że właściwie to weszliśmy do restauracji od zaplecza lub wręcz odwiedzilismy domową kuchnie szefa kuchni Toma Eagle (btw. polecam jego książkę) . Stoliki (dokładnie: dwa) umieszczono jedynie w przyokiennych wykuszach, kilka miejsc znajdzie się przy ladzie regału z firmowymi przetworami. I to by było na tyle. Powiedzieć, że restauracja ma otwarta kuchnię, to mało, bo duży roboczy blat, przy którym nieustanie ktoś coś obiera, sieka czy wekuje, zajmuje centralne miejsce w pomieszczeniu. Ja zjadłam tutaj na świetne śniadanie (grillowane pomdory z pieczonym na miejscu naanem i firmową ricottą), ale codziennie w menu pojawia się także specjalny lunch dnia, a na wynos kupicie produkowane tutaj świeże sery, jogurt, pikle (stąd nazwa) czy najlepsze kombuche, jakie zdarzyło mi się kiedykolwiek pić.
Little Duck Pikclery, 68 Dalston, www.littleduckpicklery.co.uk/


Na lunch i kolację
Lupins
Trafiłam tutaj właściwie przypadkiem (choc ponoć nie ma przypadków) bo w dniu mojego wyjazdu z Londynu w jednej z gazet ukazała się bardzo pochlebna recenzja miejsca, autorstwa zaprzyjaźnionego krytyka. Brzmiało to jak idealny plan na wypełnienie luźnego popołudnia. Lupins znajduje się „po drugiej stronie rzeki, więc wizytę tam można połączyć np. z wypadem na Borough Market (o którym niżej). Malutkie bistro prowadzone przez dwie szefowe kuchni stoi lekko odświeżonymi klasykami kuchni brytyjskiej, ukceonymi, czasem podkreconymi. W menu możecie znaleźc np. wędzoną troć z sałatką piklowanych ogórków, „pottd crab”, czyli nieprzyzwoicie tłusty flano-zapiekanę z mięsem craba, kurczaka z sosem z suszona ikra dorsza, brytyjskie ostrygi etc. Restauracja zajmuje niewielki segment w starej, londyńskiej kamienicy, kilka miejsc przy wydawce i kilka na piętreku. Dania są proste, ale w tej prostocie dopracowane, tu czuć masło, zioła, oraz lekką beztroskę. Jest uroczo, sąsiedzko, cenowo – nie zabójczo. Ja z tego nieplanowanego wypadu byłam bardzo zadowolona.
Lupins, 66 Union Street, www.lupinsolondon.com




St. John
Miejsce-legenda. Ikona na powrót odkrytej i dopieszczonej klasycznej kuchni brytyjskiej raz ruchu nose-to-tail. Dania przybierają skrajnie ascetyczna forme, skupiając uwagę na ich głównym składniku. To może być kilka zgrillowanych sardynek, talerzyk okładniczek, perfekcyjnie wysmażony dorsz. Jest dużo mięsa, także tzw. piątej ćwiartki (nereczki, ozorki), oraz świetne klasyczne desery takie jak sticky toffee pudding czy ciasto daktylowe, wykonane z podręcznikowym pietyzmem . Do tego staroświecki wystrój. Dla mnie odwiedzenie St. John to jak wizyta w British Museum – trzeba.
St. John, 26 St. John Street, www.stjohnrestarant.co.uk
Bao
Popularne miejsce z bao, czyli gotowanymi na parze puszystymi bułeczkami. Poniewaz popuarne, to dość tłoczne, choć odkąd rodzina lokali powiększyła się do trzech, o wolne miejsce nieco łatwiej.
Bao London, www.baolondon.com
Xu
Polecone przez zaprzyjaźnioną krytyczke kulinarna – i słusznie – miejsce z kuchnią chińską. Świetne pierożki i różne umamiowe drobiażdżki (pamiętam np. jajko z pieczoną rzepą i szczypiorkowym olejem)
Xu, www.xulondon.com
Na kolację
Lyle’s
Dla mnie to wzorzec z Sèvres stylu neobistro – zero pretensji, świetne składniki, brak niepotrzebnego kombinowania i nadrabieniem formą braku treści. Za sterami Lyle’s stoi James Lowe, jeden z najbardziej utalentowanych i kreatywnych szefów kuchni Londynu. Zamiast skomplikowanych konstrukcji na talerzu spodziewajcie się raczej ciekawie połączonych składników i smaków. Restauracja została odznaczona gwiazdka Michelin, dla mnie w pełni zasłużenie. PS. Lyl’es podaje takze lunche w formule fix prix.
Lyle’s, 56 Shoredith High Street, https://www.lyleslondon.com/



Leroy
Tegoroczny zdobywca gwiazdki Michelin. Nieformalne neobistro, stawiające na ciekawe wina i proste, ale pomysłowe dania. Chciałabym wiecej takich miejsc w rodzinnej Warszawie.
Leroy, 18 Phipp Street, www.leroyshoreditch.com/

Sager + Wilde
Dwie lokalizacje, obie z własnym charakterem. Sager + Wilde znane jest z szerokiego wyboru win, głównie (wyłącznie?) naturalnych. Ale to także bardzo fajne, bezpretensjonalne jedzenie, któremu – gdyby musieć – pewnie należałoby przykleić etykietkę neobistro. Do tej pory pamietam świetną burrate z truskawkowym sofritto i pikantnym musztardowca – do kieliszka kwasowego, owocowego różowego wina było wręcz idealne. PS. Między 17 a 19 w lokalu przy Paradise Row obowiązuje menu fix-prix z makaronami w roli głównej (kieliszek i wina i porcja pasty za 10 funtów, co jak na Londyn należy uznac za wielce cywilizowana ofertę).
Sager + Wilde, 193 Hackney Road, 250 Paradise Row (pod nasypem kolejowym), www.sagerandwilde.com/



I po kolacji
Noble Rot
Winebar z drobnymi przekąskami (dojrzewajace wędliny, ostrygi, anchovies, sałaty) oraz krótkim wyborem głównych dań. Pewnik, jeśli chodzi o ostatni kieliszek wina danego wieczoru. Niezwykle kompetentna obsługa, miła atmosfera. Wychodząc konieczcie kupcie egzemplarz firmowego magazynu winiarskiego – nawet, jesli nie uważacie się za winnych ekspertów, a jedynie za entuzjastycznie anstawionych amatorów, znajdziecie tutaj sporo solidnej lektury, nie tylko w temacie wina.
PS. W Noble Rot podawane są także lunche , ale roztropniejszym będzie chyba raczej udanie się tu na kolację
Noble Rot Wine Bar & Restaurant, Conduit Street, https://noblerot.co.uk/

Co zobaczyć
Borough Market
Nie ma się co oszukiwać, to już nie jest sąsiedzki bazarek, ale jedna z istotniejszych atrakcji Londynu, i pewnie więcej osób spośród tłumu stanowią turyści uzbrojeni w aparaty i komórki, aniżeli londyńskie damy z wózeczkami na zakupy. Mimo to trudno odmówić Borough Market uroku i jesli tylko ejsteście skłonni pojawić się tutaj w miarę wcześnie lub przy nieco brzydszej pogodzie, nasycicie oczy bardzo apetycznymi widokami. PS na brzeżach targu znajduje sę legendarny sklep serami Neal Yard oraz bardzo dobra (i zwykle BARDZO zatłoczona) kawiarnia Monmouth Coffee, jedna z legend (zaśłużenie) londyńskiej trzeciej fali kawy.
Borough Market, 8 Southwark Street, boroughmarket.org.uk




Columbia Road Flower Market
Kwiatowy spektakl, odbywający się co niedzielę na Columbia Road, który śmiało mógłby posłuzyc za gotowa scenografię kolejnej komedii romantycznej z Hugh Grantem czy Judem Lowe ;-). Od wczesnych porannych godzin cała ulica wypełnia się straganami z ciętymi i doniczkowymi kwiatami, roślinami balkonowymi, ziołami. Zapachy frezji, róż i bzów mieszaja się z pokrzykiwaniami sprzedawców, zachęcającymi do kupienia najlepszego towaru. Gdzieś między nimi natraficie na grajków, na stoisko z ostrygami, dzieci sprzedające pieczone w domu babeczki, a w kamieniczkach ciągnących się wzdłuż ulicy – sklepy z ceramiką , artykułami papierniczymi czy perfumerie.





Jakie miejsca najchętniej odwiedzacie w Londynie. Czekam na Wasze podpowiedzi w komentarzach oraz na fanpage Minta Eats! Zapraszam też na Instagram Minta Eats, gdzie zajdziesz więcej smacznych rekomendacji.
Jesli Columbia Road Flower Market to koniecznie tez Lily Vanilli! To jedna z najlepszych cukierni w miescie z pysznymi sezonowymi wypiekami zmieniajacymi sie niemal co tydzien.
PolubieniePolubienie
Zdecydowanie najsmaczniejszy przewodnik po Londynie 😉
PolubieniePolubienie
Moje najnowsze odkrycie to Twist Kitchen na Crawford Street, odwiedz koniecznie. Chef urodzony we Włoszech, tapas style, azjatycki twist i josper grill. Pyszne połączenie. Polecam
PolubieniePolubienie
Ekstra, dodaję do notesika na kolejna wizytę!
PolubieniePolubienie
A ja polecam Brasserie Zedel, pyszna francuska kuchnia! 🙂
PolubieniePolubienie