O śniadaniu w Faviken krążą legendy niemal tej samej rangi, co te dotyczące kolacji w restauracji Magnusa Nilssona.
Zazwyczaj zarezerwowane wyłącznie dla gości zostających w folwarku na noc (przy restauracji działa kilka pokoi gościnnych…i siłą rzeczy było o nie chyba jeszcze trudniej, niż o rezerwację stolika na kolację. Los jednak sprzyja głodnym, i po wieczornej uczcie w Fäviken mogłyśmy wrócić do restauracji rano, na śniadanie, a przy okazji skorzystać z szansy zobaczenia folwarku w ciągu dnia.

Śniadanie podano nam w tej samej sali co kolację – i miło było zobaczyć przy sąsiednich stolikach znajome (od niedawna) twarze innych szaleńców, którym podobnie jak nam chciało się jechać na koniec Szwecji tylko po to, by spróbować kuchni Nilssona.

Wciąż pełna wrażeń z kolacji, zastanawiałam się, w jaki sposób w Fäviken zinterpretowany zostanie ten pierwszy, najbardziej prozaiczny posiłek. Odpowiedź przyniósł już sam czekający na nas stolik, na którym zawczasu położono naczynka z dodatkami do chleba, świeży chleb, „dobre” masło, jajka o różnych kolorach skorupek, kawałek dojrzewającego sera oraz plastry wędzonej szynki oraz suszonego serca renifera.. W miseczkach znajdował się wędzony pstrąg pod warstw brązowego masła (co za genialne połączenie), pate z z malinową galaretką oraz porcja kwaszonej, tłustej śmietany. Tyle by właściwie wystarczyło, ale co jakiś czas przy stoliku zjawiał się kelner, proponujący a to „owsiankę” z ugotowanych na kremowo różnych zbóż i nasion, a to kokilki pieczonego jogurtu, a to ciepłe croissanty, a to sok z jabłek z farmy Nilssona na południu Szwecji. Na koniec nie mogło zabraknąć deseru – wyjętych dosłownie na naszych oczach z pieca maślanych do potęgi ciastek z malinowym oczkiem.





Nikt nie szarżował z wymyślnymi daniami (bo i chyba nie tego sie pragnie po wyjątkowym wieczorze, który przecież ma być TYM wspomnieniem), za to każdy jeden produkt obecny na stole podbijał podniebienie uczciwym smakiem wysokiej jakości, wykonanych zgodnie ze sztuką produktów. I tą sama filozofią, która ujęła mnie dzień wcześniej podczas kolacji.


Od stołu mogłabym nie wstawać jeszcze długo – gdyby nie perspektywa spaceru po restauracji, którym uraczyła nas szefowa cukierni Basia Polichnowska, pracująca w Fäviken od ponad roku.
Pokazała nam szykujący się do zimy ogród, ziemiankę, w której przechowywane są kiszonki oraz inne przetwory, piekarnię oraz rzeźnię oraz dojrzewalnię miesa oraz niek†órych wędlin, np. susoznego podobnie jak prosciutto serca renifera.








Jeden komentarz Dodaj własny