Copenhagen Cooking & Food Festival: 5 powodów, dla których warto tam być

Lato to okres festiwali – także tych kulinarnych. A jeśli nie macie planów na koniec sierpnia, spakujcie walizkę i ruszcie do Kopenhagi, która na tydzień zamienia się w miasto jedzenia. Wszystko za sprawą Copenhagen Cooking & Food Festival, jak dla mnie chyba najciekawszego (bo i najbardziej zróżniocowanego i eklektycznego) wydarzenia tego typu w Europie.
Dlaczego?

Sam festiwal należy zapewne do jednych z najdłuższych i największych jeśli chodzi o liczbę uczestników – trwa ponad tydzień i składa się na niego kilkadziesiąt pojedyńczych wydarzeń, któr odwiedza kilka tysiecy osób. W tym samym czasie w mieście odbywa się też kilka innych imprez utrzymanych w temacie gastronomii i kulinariów, takich jak np. utyrzmane w konwencji pikniku Seed Exchange .
Dlaczego warto się wtedy wybrać do Kopenhagi?
Oto pięć powodów, dla których warto wybrać się do Kopenhagi właśnie w trakcie Copenhagen Cooking & Food Festival,

1. Zjedz obiad u nieznajomych

Jedną z ciekawszych atrakcji Copenhagen Cooking & Food Festival są obiady i kolacje wydawane w prywatnych domach. To kameralne spotkania na raptem kilkanaście osób, odbywające się w autentycznych wnętrzach, pozwalające nie tylko spróbować ciekawej kuchni, ale też dające okazję do poznania nowych, interesujących osób. Gospodarzami obiadów i kolacji szefowie kuchni, autorzy książek kulinarnych, właściciele cukierni, designerzy, którzy przygotowują swoje specjały. Mi, podczas pierwszego wyjazdu na Copenhagen Cooking & Food Festival zdarzyło się zjeść obiad u Katrine Klinken, autorki kilkunastu książek kucharskich oraz „matki” duńskiego Slow Foodu. Prócz posiłku w ciekawym towarzystwie oraz solidnej dawki wiedzy o lokalnych produktach, mogłam podpatrzec, co stoi u Katrine w kuchni i na półkach z książkami;-). Więcej o warzywnym obiedzie przeczytacie w moim poście.
A więcej informacji o kolacjach w domach tutaj.


PS. W programie festiwalu znajdziecie też kolacje odbywajace się w muzeach (np. połączone ze zwiedzaniem czy czytaniem biografii lub z architektami czy designerami w ich showroomach.

2. Albo pod gołym niebem

Wyobrażacie sobie stół długi na całą ulicę? Bo ja z trudem. Ale właśnie taka uczta stanowi jeden z high-lightów każdorazowej edycji Copenhagen Cooking. Przy długim na 500 metrów (!) stole, rozstawionym pod gołym niebem na raz zasiada  1400 osób (!!). Zamiast jednego szefa kuchni, za menu kolacji odpowiada kilkanaście restauracji z Kopenhagi, którym przyporządkowane są poszczególne sekcje stołu. Rezerwując bilet można wiec wybrać swój ulubiony rodzaj kuchni – od azjatyckiej, przez wegetariańską  po new nordic. Cena biletu to ok. 230 Koron, czyli 120 złotych, więc nie są to kwoty zwalające z nóg. Więcej informacji tutaj.
Choć nie kwalifikuje się to jako kolacja pod gołym niebem, to w ubiegłym roku wzięłam udział  w niezwykłej winnej kolację na wieży mostu, podczas której do prostych tapas próbowaliśmy win dobranych przez jednego z najlepszych importerów w Danii, Rosforth & Rosforth.


3. Spróbuj najlepszego hot doga na świecie

Hot dogi to w Danii sprawa pierwszej wagi. Budki z hot dogami są niemal na każdym skrzyżowaniu,  hot dogami zajadał się tutaj Anthony Bourdain („Parts Unknown”), na kiełbaski w bułce chodzili kucharze Nomy po zakończonym serwisie. A tradycją festiwalu kulinarnego są hot dogowe mistrzostwa, w których wybitni szefowie kuchni starają się przygotować najlepszego hot doga. Najsmaczniejsza kreację wybiera profesjonalne jury złożone z gwiazdkowych szefów kuchni, dzienniarzy i krytyków restauracyjnych. Ale oczywiście publiczność nie obejdzie się smakiem, bo każdy z uczestników przygotowuje po 100 porcji autorskich hot dogów, a zysk z ich sprzedaży jest przekazywany na cele charytatywne. Za jednego trzeba zapłacić 100 koron (ok, to dużo), ale po pierwsze – cel szczytny, po drugie – produkty, z których są wykonane hot-dogi – świetne, a osoby które je robią – z kulinarnego panetonu. Więcej o nieformalnych mistrzostwach świata w hot dogach tutaj.

4. Oraz dań najlepszych kucharzy

Festiwal to także okazja, by spróbować dań szefów kuchni nie tylko z Danii lub efektów ciekawych, gastronomicznych kolaboracji. Ja w tamtym roku miałam okazje wziąć udział w wegetariańskiej uczcie w parku Tivoli, przygotowanej przez szefa kuchni Sang-Hoon Degeimbre z belgijskiej restauracji L’air du Temps (więcej tutaj ) a także no-waste’owej kolacji przygotowanej przez Andersa Selmera, właściciela dwóch znanych rybnych restauracji, Fiskebar i Musing (wcześniej był sommelierem w Nomie) oraz Madsa Refslundsa, także absolwenta nowy oraz autora książki „Scraps, Wilt & Weeds”, podczas której na warsztat wzięto pozorne resztki z pańskiego stołu – wczorajszy chleb (podany z pesto z różnych natek), resztki ryb z filetowania oraz łupinki ziemniaków, (na genialny bulion) czy  głowy dorszy (w których kryły się smakowite kąski mięsa). Zresztą, sami zobaczcie, jak było smacznie.

PS. Podczas festiwalu  odbywają się też tuziny kolacji tematycznych (np. desery i alkohole, rakowe „party” i tak dalej – warto ich poszukać na stronie wydarzenia; wiele z nich odbywa się po angielsku).

5. Zjedz Kopenhagę!

W odróżnieniu od Włoch czy Francji, restauracje nie praktykują sierpniowych wakacji, więc wycieczkę warto wykorzystać do wizyty w choćby jednej z restauracji prowadzonych przez szefów kuchni młodego pokolenia. Wychowani na filozofii Nomy, chętnie korzystający z lokalnych składników, prowadzą restauracje, które są zaliczane do najmodniejszych i najciekawszych kopenhaskich lokali. Próżno zwykle szukać w nich stołów nakrytych białymi obrusami oraz zastępów kelnerów, ale Nasze typy to 108, Spontan i Barr oraz nieco starsze, ale wciąż warte uwagi: Manfreds Vin oraz Relae.

UWAGA: Wielki gastro przewodnik po Kopenhadze już w tym tygodniu na Minta Eats!

Za pomoc w realizacji materiału dziękuję Copenhagen Food.

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.