Tam i z powrotem: Polna Zdrój

Magdę poznałam wcale nie w Polnej Zdrój, ale w stodole pół godziny drogi od Poznania.
Znajomi kwiaciarze (Łukasz, Radek, to o Was) postanowili urządzić przyjecie na pożegnanie lata i zebrać przy stole nieznajome osoby. Oni zadbali o to, by stoły wyglądały pięknie. A Magda – by to, co pojawi się na stole, było pyszne. Wtedy pierwszy raz wypiłam jej kefir z kwasem z buraków, zjadłam zabójcze tartiflette z polskimi zagrodowymi serami i oregano, lawasze z za’atarem i sałatkę z pieczonej dyni i w punkt marynowanego tofu.
Kuchnia i stół zbliżają ludzi. Po kilku miesiącach trafiłam do Polnej Zdrój. Przyjechaliśmy długo po zmroku, po podróży w sążnistej ulewie, trafiając wprost w wir kuchennych przygotowań. I tak zostało. Bo  ile razy tu przyjeżdżam, w Polnej zawsze coś się piecze, pyrka, dusi, a w międzyczasie dekoruje, buduje i mryga lampeczkami. Bo zaraz ktoś przyjedzie albo już przyjechał, będzie wesele, andrzejki albo po prostu – wpadną znajomi na obiad. Slow Life? Jaki slow life, skoro tu co rusz coś się dzieje 😀

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Polna Zdrój ulokowała się na skarpie pagórka górującego nad Wleniem, liczącym nieco ponad 1000 dusz miasteczkiem w Kotlinie Jeleniogórskiej, u podnóża Gór Izerskich.
Nie byłoby jej, gdyby nie Magda i Mateusz Trojanowscy. Szaleni, pomysłowi i do bólu konsekwentni, którzy osiem lat temu postanowili zmienić swoje życie o 180 stopni, porzucić (całkowicie lub częściowo) duże miasto i duże kariery i spróbować stworzyć coś swojego, zupełnie innego, od zera. Pod wpływem życiowych zawirowań, zaczęli szukać swojego miejsca poza głośną stolicą, skierowali swoje oczy w kierunku Dolnego Śląska . I tak dotarli do Wlenia.
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Wcześniej była to ruina domu tkacza, przycupniętego na stromej skarpie. Dzisiaj jest dom, do którego chce się wracać. Powietrze pachnie inaczej na wisonę, inaczej w lecie, wszędobylska zieleń  i widoku na dolinę Bobru koją zmęczone miastem oczy. Myśli porządkują się w prostych, jasnych, czysto urządzonych wnętrzach, zaskakujących drobnymi, wyszperanymi na polskich i włoskich pchlich targach cudeńkami. Niby każde z innej parafii, a jednak tworzą spójną, zgrabną całość. Nie czuć tu fikcji, którą karmią nas modne żurnale, ale dotyk prawdziwego człowieka i autentyczność.


Podobnie jest z kuchnią Magdy, która posiada ten niezwykły talent i swobodę sięgania po składniki z innych bajek i tworzenia z nich trafionych w punkt kompozycji. Awokado z bundzem i olejem rzepakowym i miodem. Albo z pozoru banalny sos miętowy, podkręcony dodatkiem syropu z agawy. I focaccia z pokrzywą. I jeszcze to pesto z czosnku niedźwiedziego. Do tego wleńskie kiszone albo pachnący, codziennie pieczony chleb, oliwa przywożona z zaprzyjaźnionego gospodarstwa w Toskanii i ocet śliwkowy z owoców z własnego zbioru. Albo jak ostatnio – kaczka w mandarynkach i jesiotr pieczony w soli, warzywna lazania ze świeżego makaronu i kopytka z tymiankiem cytrynowym. No Pani Magdo, ja panią proszę!


OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Siedzisz na werandzie, trzymasz kubek kardamonowej kawy i się po prostu gapisz ta Dolinę Bobru. A potem ktoś przynosi kawałek bezy. Albo nawet nie przynosi, bo już samo gapienie daje dużo przyjemności.


Można wpaść pogapić się na weekend, albo na dłużej. Niektórzy w Polnej decydują się powiedzieć te najważniejsze słowa i spędzić najbardziej intymne, rodzinne chwile. I chyba się im nie dziwię. W końcu ta focaccia, ta dolina Bobru, bo ten piękny salon z emaliowana koza i taras z widokiem na stare mury. A potem czeka cię jeszcze kolacja.

Magda i Mateusz to już znajomi, a ja zaliczam się do tzw. „Polnych psychofanów”.
Nieustannie imponują mi, a wręcz onieśmielają, tym, co robią orz ogromem pracy, jaki wkładają w Polną dzień w dzień, rok w rok.
Brzmi to banalnie, ale tak po prostu jest. I za tę pracę, za upór i konsekwencję, chcę im tu podziękować. Należy się. Podobnie jak gratulacje za to, że potrafią w tej rpacy znaleźc miejsce dla i na siebie i na swoją rodzinę.
Polna to jedno z tych miejsc, z których wyjeżdża się naprawdę trudno. Teraz może będzie nieco łatwiej, bo kawałek Polnej będę mogła zabrać ze sobą.

Książka Magdy Trojanowskiej ukaże się nakładem wydawnictwa „Marginesy” 8. listopada. Taka gwiazdka, tylko wcześniej. Nie mogę się doczekać.
PS. A kto ma czujne oko, ten znajdzie w książce odrobine ode mnie 🙂

O Polnej Zdrój pisałam już tutaj i tutaj

Jeden komentarz Dodaj własny

  1. I my zakochaliśmy się w Polnej Zdrój od pierwszego wejrzenia 🙂
    A książki nie możemy się doczekać!

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.