The best of 2019. Najlepsze, co zjadłam w 2019

FOR ENGLISH VERSION CLICK HERE

W ciągu roku miałam okazję nie tylko wrócić do ukochanej Kopenhagi (tradycja), ale także odwiedzić po raz pierwszy Sankt Petersburg, Bangkok, Bali i zahaczyć o Tokio, lepiej poznać Stambuł i Sztokholm (z najlepszymi przewodnikami w postaci zaprzyjaźnionych dziennikarzy kulinarnych oraz szefów kuchni), przejeść Paryż oraz Berlin, Słowenię i Friuli Venezia Giulię, a w końcu – spełnić swoje dwa marzenia: odwiedzić (w dodatku w świetnym towarzystwie Marty) Faviken na miesiąc przed zamknięcie legendarnej restauracji, a także pojechać do Peru i zjeść w Central, Kjolle i MIL, czyli trzech restauracjach stworzonych przez Virgilio Martineza i Pię Leon.
Miałam tez okazje przeprowadzić wiele super rozmów, przygotować z Magdą kolejne odcinki Żywicielek dla „Wysokich Obcasów”, a także relacjonować dla Was (i dla Vogue Polska z którym mam przyjemność współpracować) galę Worlds 50 Best Restaurant oraz Worlds Restaurant Awards. Ale wróćmy do meritum i jedzenia :-D.

Chciałam, by ten przegląd by możliwie krótki (bo w końcu najlepiej klikają się najlepsze piątki, dziesiątki, ewentualnie tuziny:-D), ale już wstępna selekcja zdjęć pokazała, że zamknięcie się w garści talerzy będzie niemożliwe. Na pewno jednak można zamknąc ten rok w dwóch refleksjach. najbardziej cieszyły mnie dania proste, ale wyciągające do maksimum możliwości smaku składników. Męczyły (albo i irytowały) dania pozbawione sensu, nadmiernie rozbuchane w formie, a wyzute z głębszej treści. U początków mojej pracy dziennikarskiej uczono mnie, by przy redakcji zadawać sobie pytanie: czy to słowo, to zdanie jest na pewno potrzebne? I lubię, gdy to pytanie zadają sobie szefowe i szefowie kuchni, gdy każdy element na talerzu ma sens. Że jeśli za daniem jest historia, to jest ona autentyczna i nie wyuszona. I że taki – na koniec – jest smak. Takich dań życze sobie jak najwięcej w 2020 r.

Zdarzyło się kilka dań, które mnie zaskoczyły, zadziwiły, (choćby nutella z ośmiornicy) i które pewnie będę długo pamiętać. Inne zachwyciły umiejętnym balansem smaków, świeżością i lekkością. Albo po prostu esencjonalnością. Nie przedłużając, oto moje The Best of 2019. Kolejność zupełnie przypadkowa, ale wybór – nie:

1. Czarne spaghetti z kawiorem, Ristorante Luca Fantin *, Tokio

Niby zawsze, jak sie doda kawior, to będzie lepiej. Ale to danie jest przykładem, jak kawioru używać należy. I jak gotować makaron. Albo jak robić kuchnie włoska w sercu Tokio. Wybierzcie cokolwiek, a zawsze będzie to prawda. Luca Fantin to jak dla nie jeden z najbardziej ciekawych obecnie włoskich szefów kuchni,w dodatku ambitnych, bo realizujących rodzima kuchnie w oparciu o japońskie składniki (w tym oliwę!). Swoje czarne spaghetti podaje na zimno, tak, ja podaje się sobę, jedynie z łyżką czarnego kawioru i odrobina skórki z cytryny. Niezwykle eleganckie, pyszne, wspaniałe w prostocie.

Przeczytaj mój wywiad z Lucą Fantin ,
szefem kuchni jednogwiazdkowej restauracji Ristorante by Luca Fantin w Tokio

2. Kanapka z jajecznicą i tartym solonym żółtkiem, Annelies, Berlin

Ze wszystkich cudnych rzeczy, jakie trafiły na nasz stół podczas brunchu mnie – a nie zaliczyłabym siebie do fanów jaj, jajecznic i jajowych dań – najbardziej urzekła właśnie ona, swoja słoneczna żółcią, dobrym wypośrodkowaniem kremowości jajecznicy oraz orzechowo-słonego dodatku. Wszystko na świetnym chlebie na zakwasie.

3. Cacio e pepe, Lido 84, Gardone Riviera

O tym makaronie słyszałam wiele. Ale gdy go spróbowałam, wszystko stało się jasne. Może do koncepcji samego makaronu z serem i pieprzem przekonywać nikogo nie trzeba, ale właśnie to danie dobrze pokazuje filozofię restauracji braci Camaninich, która opiera się na dogłębnym szacunku do tradycji kulinarnych Włoch, ale również poszukiwania własnych ścieżek. W tym przypadku makaron gotowany jest razem ze wszystkimi składnikami sosu (oliwa, woda, ser, pieprz, sól) w pęcherzu wieprzowym, dzięki czemu udaje się osiągnąć dwa efekty. Po pierwsze, makaron jest niezwykle sprężysty. Po drugie, całość nabiera charakterystycznego wędzonkowego aromatu, mimo, że de facto samej wędzonki w recepturze nie ma. No i oczywiście danie jest niezwykle efektowne, bo makaron wydawany jest wprost z nietypowego „naczynia” już przy stoliku gości. Inspiracją dla metody przygotowania byłą technika stosowana już przez Starożytnych Rzymian (ponoć poświęcono temu zagadnieniu nawet całą książkę kucharską). Pierwszy raz jadłam to cacio e pepe w Bangkoku, dzięki uprzejmości Gagana Ananda, przy 30 kilku stopniach Celsjusza. Potem pojechałam na niego 1400 km. A w końcu, gdy nadarzyła okazja, by zjeść go po raz trzeci – nie odmówiłam.


4. Truskawki z kawiorem, Gaa *, Bangkok, Tajlandia

Tylko szaleniec połączyłby truskawki z kawiorem? A jednak. To połączenie jak dla mnie jest oznaką nie tyle szaleństwa, ale diabelskiej kulinarnej intuicji Garimy Arory. Kwasowość, słodycz, umami, delikatne nuty cytrusowego oleju.

Przeczytaj moją relację z wizyty w restauracji Gaa

Mój wywiad z szefową kuchni Gaa *, Garimą Arorą, najlepszą szefowa kuchni Azji 2019 r.

5. Langustynka z bergamotkowym buerre blanc, dynia i endywią; Choux, Amsterdam

Piękne, delikatne danie, w którym w idealnym balansie znalazły się słodycz (langustynki, dyni, aksamitnego sosu) i goryczki(endywii  bergamotki). Ma się ochotę prosić o dokładkę 

6. Margherita, Pizza Savoy, Tokio

Kto przy zdrowych zmysłach poszedłby na pizzę w Tokio? No cóż, ja oraz moje „food sisters”, Anna i Kaja, świetne dziennikarki kulinarne, z którymi często spotykamy się gdzieś w świecie. Savoy to malutkie miejsce, raptem z sześcioma krzesełkami dla gości, w którym pracują dwie (a właciwie półtorej) osoby: pizzaiolo i właściciel w jednym – Angie, oraz kelner, którego zadaniem jest głównie mówienie przybywającym gościom, że sorry, ale muszą wrócić za godzine. W menu pizze są dwie: margharita oraz marinara. Dlaczego? „Bo te są najlepsze” – mówi Angie. Do tego piwo, wino na szklanki i highball, moze dwie proste przystawki typu oliwki czy cała mozzarella do wyboru. Pizza była naprawde dobra, a dosmaczona nutką surrealizmu całej sytuacji .
PS. Na pizzowe wyróżnienie zasługuje też pizza ze Szwedzkiej 2.0 w Warszawie. Zdecydowanie moje happy place w stolicy!

7.„Ravioli” z okładniczek, Aponiente ***, Puerto Santa Maria

Delikatne, jędrne, podlane intensywnym bulionem z dojrzewającego tuńczyka, który do złudzenia przypominał bulion z prosciutto. Wizyta w Aponiente była na pewno jedną z ważniejszych i otwierających oczy w tym roku.

8. Dobre masło Fäviken, Jarpen

Głupio wspominać pewnie tylko o jednym daniu z Fäviken, ale chyba właśnie chleb z masłem, a raczej masło, dojrzewające, z niepasteryzowanego mleka, pachnące sianem, i pewnie doprawiające wiele tamtejszych potraw, ma w moim sercu specjalne miejsce.


9. Ostryga z groszkiem, Gastrologik **, Sztokholm

Diabeł tkwił w szczegółach – idealnym smaku niezbyt dużej, jędrnej, słonawej ostrygi oraz niepodrabialnej słodyczy młodego, drobniutkiego zielonego groszku. A potem tylko przyszła pora na taco z langustynką i wstążkami fenkułu i tym sposobem Gastrologik ze Sztokholmu ugruntowało swoje stałe miejsce w moim gastro-sercu.


10. „Nutella” z ośmiornicy, Turk, Stambuł

Z braku lepszego określenia nutella. Tak naprawde chodzi o długo gotowana redukcję z głów ośmiornicy, efekt spontanicznego eksperymentu szefa kuchni, którego spróbowałam kilka dni po tym jak pierwszy raz go przygotowano. Niezwykle kompleksowy, głęboki smak, morsko-słodko-słony. Jestem niezwykle ciekawa jak Fatih wprowadzi go do swojej kuchni (choć dla mnie mógłby to sprzedawać w słoiczkach).

11. Szparagi z piklowanymi kwiatami czarnego bzu, Nobelhart und Schmutzig *, Berlin

Tak naprawdę chodzi o szparagi. Najdelikatniejsze białe szparagi, jakie jadłam w życiu, ugotowane w punkt, słodkie, orzechowe, z łamiącym ich smak kwiatowo-kwaśnym dodatkiem. Pozyskiwane od jednego z dostawców należących do wypracowanej siatki brandenburskich producentów, z którymi na codzień pracuje restauracja.

12. Kluseczki serowe z pomidorami, Kieliszki na Hożej, Warszawa

No bo jak nie lubich lekkich, pulchnych kluseczek? Są w menu w jakiejś wersji zawsze, w lecie były z pomidorowym consomme i podsuszonymi pomidorami i hojna ilością tymianku. Kieliszki to jedno z moich ulubionych miejsc w Warszawie, zawsze do dowiedzenia. – 

13. Czernidłak kołpakowaty, Weyerhof, Bramberg

To miejsce było jednym z odkryć roku (dzięki nieocenionej Annie https://www.instagram.com/annaburghardt/!). I mam nadzieję napiszę o nim wkrótce więcej. Na codzień serwoane jest tu tradycyjne menu, a na zamówienie – krótkie, inteligentnie obmyślone menu degustacyjne, a nim takie cuda, jak choćby smażone na patelni leśne grzyby z fermentowanymi pomidorami oraz słodko-kwaśnym sosem z moreli. Najbardziej w daniu zaksoczyła mnie tekstur grzybów, które przypominały rozpływającą się na języku rybę, może solę…Absolutne zaskoczenie.

14. Wędzony groszek z żółtkiem i serem Vesterhavs, Geranium ***, Kopenhaga

Najpiękniejsze – obok ostryg z groszkiem – letnie danie tego roku. Słodziutki, ledwo potraktowany temperatura groszek, intensywny, orzechowy ser, kremowe żółtko i pikantna nasturcja. Kanapki z serem na pikniku, wyjadanie grządek w ogródku, temperatura powyżej 25 C w cieniu. I – jak to w Geranium – tak piękne, że żal jeść. Drugie wyróżnienie dla Geranium należałoby się za kawior z mlekiem z pestek dyni, świeżo wyciśniętym olejem dyniowym i młodymi pestkami dyni , które ukrywały się między czarnymi perełkami i mile zaskakiwały odmienną teksturą. Więc przynajmniej o nim wspomnę!

Relacja z wizyty w Geranium ***

15. Grillowana kukurydza z serem Opat i płatkami róży, Oda, Wrocław

Restauracja ODA z Wrocławia to mój lokalny (czytaj: polski) zachwyt roku. Menu, które uosabia nurt neobistro. Jest oparte na pozyskiwanych w okolicy produktach, oszczędne w środkach, zbudowane tak, by nic się nie marnowało. Nawet, jeśli dania uderzają w znane nuty to jakoś całość wybrzmiewa naprawdę fajnie i nie nudny. Na przykład te kukurydze, grillowane w całości, podane z miseczką roztopionego sera opat z piklowanymi płatkami róży. No tego się nie da nie zjeść. Dodatkowy plus: ciekawa karta win naturalnych w ludzkich cenach.

PS. To w ogóle był rok kukurydzy. Zachwyciła mnie jeszcze mini kukurydza z ubitym kukurydzianym masłem w Gaa oraz potem , z wędzonym masłem, w Adam Albin w Sztokholmie

16. Ostryga flambadou, Ekstedt *, Sztokholm

Znowu Ostryga i znowu Sztokholm . Tym razem w restauracji Ekstedt, gdzie wszystko kręci się w okół ognia. A ostryga, stanowiąca tu flagową przekąskę, jest przykładem, jak można wykorzystać go w kuchni w mniej oczysity sposób, wychodzący poza grillowanie czy pieczenie. Ostryga jest przyrządzana metodą flambadou, która polega na polewaniu składnika rozgrzanym w niewielkim lejkowatym rondelku, do wrzenia tłuszczem (tu: wołowym). W efekcie ostryga jest szybko przesmażona, zyskuje wyrazisty smak, który dobrze kompunje się ze słodkim, chrupiącym, odświeżającym całość jabłkiem.

17. Ryż, Bo.Lan *, Bangkok

Nie oceniaj książki po okładce. Ale oceniaj knajpę po ryżu, zwłąszcza, gdy jesteś w Tajlandii. W Bo.Lan ryż stanowi trzon menu – od niego zaczyna się posiłek, będąc ugoszczonym łyżeczką ryżu z cukrem kokosowym. Potem ryż – a dokładnie dwa jego rodzaje – towarzyszą głównej części posiłku. Ryż jest ugotowany do perfekcji, niezwykle aromatyczny, idealny w teksturze, stanowiący swietne tło do roziskrzonych kolorami i smakami dań.Ryż to nie jest moja skrobia preferencji,  ale tutaj nie mogłam odmówić sobie dokadek – do tego stopnia, że zaczęłysmy robić strategiczne spacery wokół restauracyjnego ogródka, tylko by zmieścic jeszcze kilka zairenek. 

img_2021-1

18.  Cocolardo, White Rabbit, Moskwa

Czyli lardo zrobione z kokosa. Lub kokos udający lardo, raczej soloną, dojrzewająca słoninę z oscorowym sukcesem. Przekąska, ale pokazująca możliwości Wladimira Mukhina i która jedynie bardziej mnie zachęciła, by odwiedzić jego restaurację w Moskwie Cocolardo spróbowałam podczas festiwalu EinProst, o którym nieco więcej później). Płatki kokosa, podane moczeniu w solane, dosmaczone ziołami, i podsuszaniu swoją teksturą i smakiem naśladowały mięsny pierwowzór z niespodziewanym wdziękiem. Co ciekawe, inspiracją dla stworzenia przekąski była wizyta w Bangkoku przy okazji wspólnej kolacji z Gagganem Anandem. Po spróbowaniu kokosów i świeżej kokosowej kopry na targu , Mukhin miał wpaść na pomysł „cudownej” przemiany orzechowego miąższu w przekąskę, która dzisiaj jest jednym z bardziej rozpoznawalnych dań w jego repertuarze. Cocolardo spróbowałam podczas specjalnej kolacji na festiwalu EinProsit (o którym niżej), a zaraz po nim – słonecznika z kawiorem, sacrum i profanum w jednym, pieknym daniu. I  już cieszę się na plany przyszłorocznej wizty w Moskwie.

DSC02338 (2)

dsc02388

19. Leśne grzyby w mole, Jorge Valejo , Quintonill, x Norbert Niederkfoler, Sankt Hubertus Restaurant

Może nieco neisprawiedliwie umieszczac w zestawieniu dania, które pojawiły sie na specjalnej kolacji i nie przynależą do konkretnego menu. Ale to było tak wyjątkowe, że muszę. Głębokie, pikantno-orzechowo-mroczne mole, a w nim jak najbardziej środkowoeuropejskie, leśne grzyby. Do tego kromka chleba z rodzynkami i mole w składnikach, złota scrapetta do wytarcia ostatnich kropli sosu. Danie niezwykle intensywne – do tego stopnia, że po jednej łyżce myślisz, że właściwie wystarczy za cały posiłek. A jednak uzależniające, bo bierzesz klejną i kolejną.

20. Jabłkowy croissant, Hiša Franko, Kobarid

Wygląda jak kolejny malutki croissant z deserowego bufetu, który zazwyczaj okazuje się niezwykle rozczarowującym kawałkiem glutenu. A tymczasem to cacko było jego absolutnym zaprzeczeniem. Niewieki rogalik wykonano bowiem z cieniutkiej wstążki jabłka, nadziano nadzieniem z dzikiej róży i podano z kozim kremem. Mimo eleganckiego sznytu, ujęło mnie, jak to małe danie wpisało się w całe menu Any Roš, które dla mnie kryje w sobie tę pociągającą nutę dzikości, nieujarzmienia. C jest hoć niezbywalnie fine diningowe, to jednak nie takie ucacane, wykrochmalone i pod linijkę. Wciaż smakuje sadem, lasem, tym co jest dookoła restauracji.
Drugie wspomnienie dla Hiša Franko należy się za ziemniaki pieczone w sianie, podane z ubitym kozim serem. Tym razem jest nie sad, a pole, może łąka, wypalona letnim słońcem. I zwraca uwagę, że liczą się właśnie te małe radości.

21. “Peru”, Florilège **, Tokio

Nie jestem fanką czekolady ALE niespodziewanie w tym roku wśród najlepszych deserów jakie zjadłam, większośc była właśnie o niej. Na czele z idealnym mini-omletem z peruwiańskiej czekolady, podanym z gałką kwaśnej śmietany. Niby klasyczny, ale jednak nieoczywisty, dość mroczny i wytrawny finał kolacji w restauracji, w której japońskie techniki łączą się z francuskimi technikami.

22. French toast, Semea, Porto

Niby banał. Ale jednak jeśli szef kuchni nalega, że koniecznie musisz zjeść deser, to coś jest na rzeczy. Kawałek brioche wysmażonej do złocistej, chrupiącej niczym wierzch creme brulee skorupki, o wnętrzu kremowym, rozpływającym się w ustach, z gałka cynamonowych lodów. Deser prosty, ale totalny. O takie desery walczymy!

23. Gofry ze śmietaną i moroszką, Noma**, Kopenhaga

Podawane na finał menu obowiązującego w jesiennym sezonie, którego lejtmotifem są dary lasy i dziczyzna. Znowu okazuje się, że najbardziej cieszą proste, ale genialnie wykonane desery – choćby usmażone na chrupiąco gofry z niesłodką śmietanką i słodko-kwaskowymi polarnymi malinami.

24. Pistacjowy rolls, Juno the Bakery, Kopenhaga

Juno ma juz u mnie swój mały pomnik za najlepsze cynamonowe bułeczki, a w tym roku zyskały one u mnie jeszcze wsprcie za zawijaski z pistacjami i różą. Nic wiecej chyba mówić nie trzeba.

25. Biała herbata z brzoskwinią i tonką, Alchemist, Kopenhaga

I na koniec zupełnie nietypowo – bo napój. Jeden z kilku podanych w Alchemist w ramach bezalkoholowego pairingu napojów, zbudowanego wokół herbat. Zazwyczaj bezprocentowe napoje to soki, tu jednak niezwyke spodobałomi się wykorzystanie różnego rodzaju herbat, odpowiednio tanicznych i złożonych, by „dźwigać” dania, jednocześnie nie aż tak sycących, by odbierać aptetyt . A mix białej herbaty, brzoskwini i tonki, z delikatną pianką, mogłabym pić litrami.

Czytaj więcej o wizycie w Alchemist

Dodatkowo przyznaję specjane, dodatkowe wyróżnienia za:

Najlepsze śniadanie: KoKoKo, Sankt Peterburg

To, czego się oczekuje po skutym mrozem Sankt Petersburgu: idealnie puszyste, wysmażone na złoto bliny, ikra z łososia i kawior oraz kwaśna śmietana. No i szampan, wiadomo.

Najlepszy brunch: Annelies, Berlin

Annelies to chyba najlepsza śniadaniownio-brunchownia, jaką zdarzyło mi się odwiedzić. Zachwyciło mnie menu, nie za długie, nie za krótkie, uciekające od sztampy, a jednocześnie komfortowe i satysfakcjonujące późnoporanny głód ( od tostów z jajecznica i tartym, solonym żółtkiem, przez domowej roboty kiełbaski z cykorią i ziemniakami po świetne pankejki), uzupełnione o świetnej jakości kawę oraz (bez)alkoholowe śniadaniowe koktajle (w końcu jedna z teorii głosi, że brunch wymyślono tylko po to, by od rana pić szampana;-)   

Czytaj więcej o tym, co i gdzie zjeść w Berlinie

Najlepszy lunch: Lido 84 *, Lago di Garda

Zdecydowanie jedna z “knajp roku” mojego prywatnego rankingu, a także laureat tegorocznej nagrody “One to Watch” kapituły Worlds 50 Best Restaurant. Próby unowocześnienia włoskiej kuchni często kończą się fiaskiem. Ale nie tu. Tak właśnie powinna wyglądać nowoczesna włoska kuchnia – odwoływać się do tego, co najlepsze i za co kochamy cucinę poverę i ta całą kuchnię mamm i nonn, a jednocześnie być oszczędniejszą w środkach, elegancką, a momentami innowacyjną. Risotto z selerem naciowym i okładniczkami, dynia z pomarańczą oraz kultowe już cacio e pepe powinny mieć nad Jeziorem Garda pomnik.

Najlepsza kolacja: Fäviken **, Järpen

Nie tylko ze względu na okoliczności przyrody (miesiąc przed oficjalnym zamknięciem restauracji, ale przez biegłość we władaniu prostotą, czy wręcz ascezą, na talerzu, przy jednoczesnym zachowaniu niezwykłego ciepła i nostalgii. 

Czytaj więcej o mojej kolacji w Fäviken oraz o samej restauracji.

Najbardzie szalona kolacja: Gaggan

Talerze do wylizywania, muzyka jak na rockowym koncercie, emocje oraz neizwykle bliska interakcja. Wieczór, który nie chciał się skończyć. Jadąc do Gaggan wiedziałam, że restauracja planuje zamknąć się w przeciągu roku, jednak wszystko potoczyło się szybciej, niż się to zapowiadało. Poza tym, że była to niezła zabawa, było to również ciekawe doswiadczenie z zawodowego punktu widzenia – o tym, jak budowac emocje oraz realcje na krótki wieczór z gośćmi i między nimi. Od niedawna Gaggan Anand oraz core jego dawnej ekipy podejmują gości w nowej lokalizacji, dalej serwując nie lada doświadczenie i iście rockowe show. Wizyta – przede mną.

Przeczytaj więcej o mojej wizycie w Gaggan,
sexie w butelce, talerzach do wylizywania oraz Gwiezdnych Wojnach

Najlepsze wydarzenie: EinProsit!

W tym roku po raz pierwszy wzięłam udział w festiwalu gastronomicznym EinProsit. O tyle ciekawym, że wychodzącym poza mury jednego miasta i poza okres jednego weekendu czy kilku dni. EinProsit! (co oznacza „na zdrowie”) opiera się na trzech filarach: wystawie win z regionu Friuli Venezia Giulia (głównie) i Włoch, warsztatom i pokazom kulinarnym oraz przede wszystkim specjalnym kolacjom w wykonaniu zaproszonych szefowych i szefów kuchni światowego kalibru, którzy przejmują tradycyjne trattorie i niewielkie knajpeczki. Może się więc zdarzyć, że gdzieś na przedmieściu udine gotować będzie Virgilio Martinez albo Manuela Buffara z Aną Ros, obok Vladimir Mukhin będzie skrawał na podwórku swoje cocolardo, a znowu gdzie indziej pod jednym dachem spotka się sześciu topowych włoskich szefów kuchni. Wpiszcie do kalendarza – warto!
Więcej zdjęć z EinProsit znajdziecie tutaj.

Najlepsza podróż: Peru 

Peru, łącznie z lunchem w Central, Kjolle i MIL, ceviche, owocami, widokami i pisco. Mnóstwo wiedzy z zakresu składników i technik, niezwykła pożywka dla oczu jeśli chodzi o scenerię posiłków, design restauracji oraz kolory dań.

Bo chocby ot cevche jedzone na targu. Albo Merito i tatar z bontio z pudrem z pomiodra drzewnego, który swoją słodyczą, kwasowością i głęboką dymna owocowością wystarczał włąściwie za całość przypraw. Czy wreszcie jeżowce i dynia w Central.

Ponieważ jeszcze wsomnienia z Peru, z obiadów w Central, Kjolle i Maido procesują się w mojej głowie, to dokonam małego wybiegu i pozowlę sobie wrzucić je w zestawienie 2020 r.
Zapraszam do relacji na Instagramie tu tu i tu.

This image has an empty alt attribute; its file name is dsc02091-2.jpg

A co było Waszym kulinarnym zachwytem, odkryciem, hitem 2019 r?
Podzielcie się swoimi typami w komentarzach lub na Facebooku!

Jeden komentarz Dodaj własny

  1. CookUp pisze:

    Twój wpis jest tak smaczny, że dla co najmniej kilkunastu osób stał się z pewnością inspracją do tego, by próbować nowych połączeń i poznawać świat od kuchni. Jeden z najbardziej inspirujących blogów kulinarnych, więc będziemy – jak do tej pory – wracać z przyjemnością! 🙂

    Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.