„Na straganie, w dzień targowy, takie toczą się rozmowy”
Znacie ten wierszyk? I sytuację.
Skrzynka czegoś dobrego, dojrzałego, idealnego do ucięcia krótkiej pogawędki.

– A co robisz z bobem? – pytam Mateusza nad skrzynką pulchniutkich strąków bobu od Pana Ziółko .
– W restauracji podajemy go z tuńczykiem. A w domu? To najprościej, z masełkiem – mówi z uśmiechem, podjadąc surowe ziarna. – Wiesz, bób to takie polskie pistacje. Siedzisz, łuskasz, podjadasz. I nie możesz przestać.

A teraz ważna sprawa: jeśli tylko to możliwe, nie kupujcie bobu w woreczkach.
To, nomen omen, jak kupowanie kota w worku. Pod wpływem wysokiej temperatury (a takie zwykle właśnie obowiązują w trakcie bobowego sezonu) zapakowane w szczelne, plastikowe torebki ziarenka łatwo zaparzają się, przez co nie tylko nabierają przykrego smaku, ale też pojawiają się w nich niekorzystne dla zdrowia związki azotu.
Ludwik Majlert i Piotr Rutkowski, moi warzywni guru, jednomyślnie apelują: jeśli kupować bob to w strączkach. A jeśli nie w strączkach i już z nich wyłuskany – to wybierać ten sprzedawany luzem, na wagę.

Bób z patelni z mięta i czosnkiem
Prawie taki, jak w Fortecy (poszukaj talerzyka między skrzynkami Państwa Ziółko)

Składniki:
500 g młodziutkiego (takiego nie trzeba łuskać ze skórki) bobu w ziarenkach, kupionego luzem, lub wyłuskanego ze strączków
garść listków mięty (najlepiej marokańskiej)
1 dymka (cebulka i jasnozielona część)
2 ząbki czosnku
50 g masła
sok z cytryny
sól, pieprz
1-2 łyżki wody

W garnku zagotuj wodę. Posól, dodaj bob i blanszuj przez 1 minutę. Odcedź, ostudź pod bieżącą zimną wodą. Jeśli używasz nieco starszego bobu, obierz go na tym etapie ze skórek.
Czosnek obierz, pokrój w plasterki; dymkę obierz i pokrój w skośne plasterki. Na patelni roztop połowę masła. Dodaj cebulkę oracz czosnek, zeszklij. Dodaj bób i pozostałe masło oraz 1-2 łyżki wody. Duś przez 2 minuty, dosmacz sokiem z cytryny, dopraw solą, pieprzem, dodaj posiekaną miętę.
Wymieszaj. Podawaj, natychmiast.