O tym miejscu słyszałam od wielu znajomych, wracających do Moniówki regularnie, jak do zaprzyjaźnionego domu, jak siebie.
Ja do Moniówki trafiłam wraz z kilkoma nieznajomymi osobami – uczestnikami warsztatów Bios Amigos, które miałam przyjemność poprowadzić. Powinnam tu pewnie pisać o świetnej dynamice grupy, ale wolę chyba na chwilę zrezygnować z pscyhologicznych terminów na rzecz atmosfery miejsca, stworzonego przez Monikę, na rzecz zbiegu okoliczności i spotkania grupy różnych, ale ceniących podobne doświadczenia, smaki i emocje ludzi.
To był dobry czas.
Ale mam nadzieję również i zabawa. Z twarożkiem z pokrzywą zebraną razem z (znów: wreszcie poznaną na żwyo Ewą Pe, zaklinaczką kwiatów i chwastów, sprawczynią „dzikiej”, świeżej kuchni), z focaccią, z pomostem, lodami „jak z lat 50-tych” (mi bardziej smakowały współczesne bazyliowe;-), ogrodem, którego nikt nie posprzątał i stołem zasłanym pustymi talerzami.
Niektórzy zapamiętali go tak, jak Bukato.
Jeśli Wam nadarzy się wolny weekend, polecam Wam Moniówkę.
A jeśli wolna godzina – poniższy przepis na focaccię.
3 komentarze Dodaj własny